W ubiegłym tygodniu na moim Facebook napisałam krótką informację, czy w sądach będzie praca na dwie zmiany. Obiecałam, że przyjrzę się sprawie, czy pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości wszedł w życie, czy nie? Zanim odpowiem na powyższe pytanie, chciałam napisać, że na dzisiaj sądy pracują i rozprawy się odbywają. Oczywiście, co wielokrotnie podkreślałam, sytuacja może się zmienić, bo przecież wszystko dzieje się dynamicznie, a czasy mamy niestety niespokojne. Na wiosnę kiedy sądy w zasadzie nie pracowały, bo były rozpatrywane tylko sprawy pilne, wydłużyły się bardzo terminy wyznaczania kolejnych rozpraw. Tak przynajmniej było i jest w Warszawie. Choć mam również doświadczenia z innych miast, gdzie występuję jako pełnomocnik i niestety sytuacja nie napawa optymizmem. Od dawna wiemy, że na wyznaczenie terminów rozpraw czeka się długo, a czas pandemii, moim zdaniem, jeszcze to wydłużył. Przyszła tzw. druga fala epidemii, co oznacza, że zapewne szybciej nie będzie. Trzeba jednak cały czas na bieżąco śledzić wszelkie wiadomości, jak się będzie rozwijała sytuacja i czy sądy będą pracowały, a jeśli tak, to w jaki sposób. Jakiś czas temu w Ministerstwie Sprawiedliwości powstał pomysł na pracę dwuzmianową, gdzie praca miałaby odbywać się w godzinach od 7.00 do 13.30 i od 14.00 do 20.30. Póki co, nie mam wiedzy, aby tak się stało. Pomysł był mocno krytykowany przez pracowników sądów, tym bardziej, że miało być to wprowadzone niejako z dnia na dzień. Jednym z głównych argumentów było to, że wydłużenie pracy sądów wymagałoby modyfikacji regulaminów pracy z dwutygodniowym wyprzedzeniem. W zasadzie trudno nie zgodzić się z takim poglądem, szczególnie, gdy mamy do czynienia z osobami zatrudnionymi na umowy o pracę. W tym zakresie obowiązuje przecież szereg przepisów m.in. zawartych w kodeksie pracy. Oczywiście, jeśli takie zmiany w jakikolwiek sposób miałaby udrożnić sądy, przyspieszyć terminy wyznaczania rozpraw, to jestem jak najbardziej za. Natomiast należy pamiętać, że obowiązuje szereg przepisów, których należy przestrzegać i jeśli już coś się chce zmieniać, to zmiany takie muszą być po prostu systemowe, a na pewno nie powinny być prowadzane „na kolanie”. Dlaczego pracownicy sądów byli przeciwni temu pomysłowi? Przytoczę kilka argumentów. Przejście na pracę dwuzmianową, jak już podniosłam powyżej, wymaga zmiany w regulaminach. Nie odbywały się wcześniej konsultacje w tym zakresie, w tym konsultacje ze związkami zawodowymi. Zachodziłaby konieczność odwoływania części spraw, bo nie mieściłyby się w tej tzw. pierwszej zmianie i trzeba byłoby wyznaczać sprawy na tzw. drugą zmianę. W rezultacie mogłoby to prowadzić do chaosu i bałaganu i nie spowodowałaby, aby sprawy szybciej się toczyły. Ta sytuacja nie tylko utrudniałaby życie pracownikom sądów, ale także pełnomocnikom, którzy tak naprawdę musieliby siedzieć w sądach od rana do nocy, a i strony prowadzonych postępowań zapewne nie były by zadowolone, gdyby przyszłoby im zaczynać rozprawę np. o godz. 20.00. Koniec dnia powoduje, że człowiek jest już na tyle zmęczony, że mógłby mało skutecznie „prowadzić” swoją sprawę. Poza tym taki system wymagałby też odpowiedniego dostosowania pracy poczty, która powinna wówczas odbierać i dostarczać przesyłki również w takim systemie dwuzmianowym. Oczywiście argumentów przeciwko takiemu rozwiązaniu było znacznie więcej, ale nie będę ich już przytaczała, bo ta lista była dość długa. Wymienianie wszystkich nie ma sensu, bo chodzi głównie o to, że większość pracowników sądów była na nie. Czy to jest dobre czy złe rozwiązanie, to jest rzecz dyskusyjna. Zawsze jak się chce wprowadzić jakieś nowości mnóstwo jest przeciw, choć są zwolennicy nowych rozwiązań. Myślę jednak, że warto byłoby się pochylić na tym, aby, choć jest trudna sytuacja, przynajmniej próbować usprawnić pracę sądów. Jeśli bowiem będziemy wychodzili z założenia, że się nie da, to faktycznie wówczas nic się nie da, ale też i nic się nie zmieni. Owszem, długotrwałość prowadzonych postępowań to nie jest bolączka związana z ostatnimi wydarzeniami jakimi jest epidemia, to jest problem palący od wielu lat. Niestety w moim odczuciu nie wiele się zmieniło w ramach różnych przeprowadzanych reform, aby system sądowniczy został usprawniony, a terminy oczekiwać na rozprawy były znacznie krótsze. Pandemia zaś jedynie dolała „oliwy do ognia”. Kuriozalnym jest, że są przypadki oczekiwania na terminy rozpraw nawet ponad rok. A potem sprawy toczą się kilka kolejnych lat, więc jak dochodzić sprawiedliwości? W ślimaczym tempie w zasadzie się nie da. Cóż, na razie czekamy, czy praca w sądach zostanie usprawniona, naturalnie przy zachowaniu wszelkich wymogów bezpieczeństwa. Choć niestety w dzisiejszych czasach można się spodziewać, że jednak utrudnienia będą większe niż dotychczas. Jak zwykle podsumowuję to stwierdzeniem: pożyjemy zobaczymy. Tym czasem, życzę miłego tygodnia i oczywiście zdrowia.
