Jak przychodzi dzień napisania tekstu na bloga, jak zwykle zasiadam w kuchni przy stole. Najpierw kawa, oczywiście z mlekiem, a potem przyglądam się światu, patrząc w okno.
Kontemplując dzień i zastanawiając się co ciekawego przyniesie, nagle wyrwana zostałam z letargu, bo nieoczekiwanie wleciał ptak. Najpierw zatoczył po kuchni kilka kółek, sprawiając wrażenie, że pomylił kierunek swojego lotu i znalazł się w miejscu w którym być nie powinien. Mój kot, który wcześniej w pokoju smacznie spał na kanapie, dostał jakiegoś błyskawicznego przebudzenia. Wpadł jak strzała do kuchni i obserwował z pozycji łowcy tą istotę, która mocno trzepotała skrzydłami.
To jest taki moment, że nie bardzo wiadomo co robić, czy wskazywać drogę, żeby ptak wyleciał, czy próbować wypchnąć kota z kuchni, żeby jednak nie zaatakował ze swoją siłą i mocą.
O pisaniu już nie było mowy, ale co tam, powstała nadzwyczajna sytuacja, a ja stałam się jednym z aktorów na scenie życia i natury.
Pochwyciłam kota, który drapał mnie i szarpał się okrutnie, a ptak, na szczęście jak zostaliśmy sami, usiadł na parapecie, nie szamocząc się tak jak to było na początku. Był jednak tak zestresowany, że nie widział otwartego okna i wolności, która na niego czekała. Delikatnie wzięłam go na ręce i trzymając w dłoniach czułam mocno bijące serduszko. Rozchyliłam dłonie, a on cudownie wzbił się w powietrze i odleciał. Był wreszcie wolny. Ponieważ było już bezpiecznie wpuściłam kota do kuchni, a on jak opętany biegał, miałczał i szukał tego czego już nie było.
Po opanowaniu sytuacji usiadłam, przystępując do pisania, co niniejszym czynię.
Pomimo wakacji sporo się dzieje. Zewsząd dobiegają wiadomości o sporach w których nie wiadomo kto ma rację. Te spory tzw. „na górze” dotyczą m.in. wyższości jednego prawa nad drugim lub jak kto woli, czy prawo europejskie ma pierwszeństwo w zastosowaniu czy nasze prawo krajowe.
Wydawało mi się, że tym sporem głównie interesują się politycy, prawnicy, czy też osoby na bieżąco śledzące sytuację polityczną w naszym kraju. Byłam jednak w błędzie, ponieważ ostatnio odbyłam kilka rozmów w tym zakresie z moimi Klientami, u których w sporach sądowych powołujemy się na orzeczenia TSUE czyli Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Pytania ich głównie dotyczyły obaw, czy to co zrobiliśmy do tej pory i stanowisko, które reprezentujemy teraz jest nieważne? Ot, dobre pytanie, prawda?
Jeden z Klientów wyraził pogląd, że dla niego i jego normalnego życia nie jest istotne, a nawet obojętne, czy Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym dotycząca postępowań dyscyplinarnych wobec Sędziów, jest legalna, czy nie. Ważne, aby wreszcie moc zakończyć sprawę w Sądzie, bo toczy się niemiłosiernie długo i końca nie widać, a on czeka na pieniądze i to spore od pozwanego.
Trudno nie przyznać racji. Wiemy nie od dzisiaj, że jak się ma sprawy w Sądach, to pierwszą rzeczą jaką trzeba zrobić to nauczyć się cierpliwości. Długo się czeka na wyznaczenie pierwszego terminu rozprawy, a potem bardzo rzadko kończy się sprawa Wyrokiem po pierwszym posiedzeniu, tylko jest odraczana. Terminów kolejnych nieraz jest dużo, a odstępy czasowe także nie należą do najkrótszych. Oczywiście dla mnie jako prawnika orzeczenia TSUE, czy przeczenia Trybunału Konstytucyjnego, czy jakiegokolwiek innego Sądu są istotne, bo może to przełożyć się na sprawę mojego Klienta i czy mi się to podoba, czy nie, muszę być na bieżąco.
Natomiast wracając do Klientów trudno się nie zgodzić, że się denerwują na czas oczekiwania na przeprowadzenie i zakończenie ich spraw w Sądach. Przecież nikt nie zaczyna sporu sądowego, bo lubi, albo ma takie widzimisię. Może wyjątek stanowią tzw. „pieniacze sądowi”, ale to jest inna kwestia. Natomiast zawsze Sąd jest swego rodzaju ostatecznym rozwiązaniem, skoro nie dało się inaczej zażegnać sporu, więc nie ma innego wyjścia.
Faktycznie tak jest, że obecnie terminy są długie. Doświadczam tego na co dzień, jak również doświadczam nerwów moich Klientów, którzy nieraz wyładowują złość na mnie (ha, ha, ale daję radę).
Żarty, żartami, mi też do śmiechu nie jest. Obecnie przetaczający się spór jakie prawo ma pierwszeństwo krajowe, czy unijne, jest też jednym z elementów, które świadczą o pewnej niestabilności, bo kto ma rację?
Będąc prawnikiem marzę o tym, aby prawo było jasne i czytelne, a zmiany jakie są wprowadzane szły w dobrym kierunku bez komplikowania, gmatwania, tworzenia nieczytelnych i wzajemnie wykluczających się przepisów. Przecież wówczas wszystkim byłoby łatwiej.
Może jestem naiwna w swoim myśleniu, ale pomimo to żywię taką nadzieję. Bardzo bym chciała sprawnie działających Sądów, aby spory toczyły się szybko bez zbędnej zwłoki.
Co do Wyroków? Wiadomo, zawsze ktoś będzie niezadowolony, bo strona przegrywająca, raczej nie ma powodów do zadowolenia.
Natomiast wracając do początku mojego wpisu, ja jestem zadowolona, choć bez mała zachowałam się jak Sędzia, wprawdzie taki życiowy. Stanęłam przed wyborem, komu przyznać rację, kotu, który zgodnie z naturą poluje, czy uratować życie pięknej małej, skrzydlatej istocie? Wybór był oczywisty, więc wyrok został wydany, a jaki? Przecież wiecie. Wybrałam życie.
Przecież kotu nic się nie stanie, że nie upolował ptaka, bo ma wikt i opierunek ma zapewniony dożywotnio. To, że obrazi się na mnie na dwa dni, trudno, jakoś przeżyje, w końcu to nie pierwszy raz.
Zatem życzę Wam miłego dnia, wolnego od dylematów, rozterek i rozważań, bo przecież w końcu mamy wakacje. Pozdrawiam serdecznie.
A to tak wygląda jak zaczynasz pisać właśnie sobie to wyobrażam