Jestem z Internetu.

Wielokrotnie przekonałam się, że planowanie w zasadzie jest pozbawione sensu. Mogą się bowiem przydarzyć sytuacje i zdarzenia, które nawet w ciągu kilku sekund zniweczą nasze plany.

Oczywiście nie chodzi mi o to, że całkowicie porzuciłam plany, bo tak nie jest. Planuję, a raczej układam sobie w głowie to co jest dla mnie kluczowe i ważne, a takie zwykłe sprawy dnia codziennego niech się toczą swoim rytmem. Wiadomo, w mojej pracy uporządkowany harmonogram dnia jest ważny, choć czasami zmienia się jak w kalejdoskopie. Zdarzają się bowiem sytuację, że u Klienta występuje  nadzwyczajne wydarzenie i trzeba rzucać wszystko, ruszyć się za biurka i jechać tam, gdzie potrzebna jest nagła pomoc.

Natomiast, gdy zamierzam  coś stworzyć na blogu, wcześniej zastanawiam się o czym napisać, raczej zastanawiałam się, bo od pewnego czasu tekst, który ukazuje się dotyczy zupełnie czegoś innego niż pierwotnie myślałam,.

Wobec tego porzuciłam planowanie w tym zakresie i piszę o tym, co w ostatniej chwili przed skupieniem się na klawiaturze komputera powstaje we mnie w środku.

Dzisiaj właśnie też tak jest.

Inspiracją do tego, o czym za chwilę przeczytacie jest rozmowa, którą odbyłam z moim znajomym.

Rozmawiamy często o różnych sprawach, o tym co prozaiczne, takie zwykłe i codzienne, ale także sięgamy czasami po głębsze przemyślenia. Te rozmowy toczą się tak po prostu spontanicznie i tak też stało się ostatnio.

Rozmawialiśmy, jak dajemy sobie radę w tych niełatwych warunkach życia, gdzie wszechobecne jest poczucie braku bezpieczeństwa i strachu, gdzie kontakty bezpośrednie z ludźmi ograniczone są do minimum.

W pewnym momencie zapytałam mojego znajomego (choć zupełnie nie wiem dlaczego mi przyszło to do głowy), jak poznaje kogoś nowego to jak odpowiada na pytanie „skąd jesteś?”. Wydawało mi się, że padnie prosta i oczywista odpowiedź, np. nazwa miast lub kraju, w którym obecnie mieszka i żyje.

Pojawiła się  zupełnie inna odpowiedź: „JESTEM Z INTERNETU”.

W pierwszym momencie nie było w tym nic zaskakującego, tym bardziej, że my też kontaktujemy się przez Internet, bo On mieszka w innym kraju i póki co nie ma możliwości spotkania się. Po chwili jednak przyszła głębsza refleksja. To prawda, On jest z Internetu. Mało tego, przecież  też jestem z Internetu i wiele osób jest dzisiaj z Internetu.

Oczywiście dobrze, że jest Internet i takie możliwości jakie nam stwarza bo w przeciwnym razie mielibyśmy bardzo duży deficyt w kontaktach ze znajomymi czy rodziną.  To, że widzimy się na ekranie komputera, czy telefonu daje namiastkę takiego bezpośredniego kontaktu. Namiastkę, bo przecież nie zastąpi spotkania w realnym życiu.

Pamiętam ubiegłoroczne święta wielkanocne, gdzie mieliśmy wirtualne śniadanie z rodziną, która mieszka za granicą. Przygotowaliśmy się do tego z wielkim pietyzmem i starannością. Każdy w swoim domu przygotował świąteczne potrawy. Mieliśmy pięknie przystrojone stoły. Tylko nie było nas przy sobie, nie mogliśmy usiąść obok siebie, przytulić się, załapać się za ręce.

W tych częstych wirtualnych spotkaniach, tak jak odbywają się z moim znajomym, też brakuje tego, żeby zobaczyć się w realu, spojrzeć sobie w oczy, a nie przez ekran komputera, zobaczyć swoje reakcje poprzez mowę ciała, usiąść obok siebie, poklepać się po ramieniu. To niby takie zwykłe odruchy, ale jak ważne w naszym życiu.

Podobnie mam w pracy. Co raz częściej jestem Panią Mecenas z Internetu. Wiadomo bezpośrednie spotkania ograniczone są do minimum, bo ma być bezpiecznie dla Klientów i dla mnie.

Oczywiście nie ma problemu, żeby wirtualnie rozmawiać, przecież bez problemu ustala się w ten sposób taktykę prowadzenia spraw, bez problemu udziela się w ten sposób porad prawnych, a dokumenty przesyła się elektronicznie.

Tylko, gdzie w tym wszystkim odruchy serca, pokazanie empatii, wspomożenie mentalne tych, którzy takiej pomocy potrzebują. Przecież nieraz ktoś, kto znalazł się w trudnym położeniu potrzebuje nie tylko opieki prawnej, ale także wsparcia nawet poprzez poklepanie po ramieniu, dotknięciu ręki i powiedzenie „będzie dobrze”. Wiem i jestem przekonana, że takie odruchy dają więcej niż wymienianie całej listy przepisów, która pomogą nam problem rozwiązać.

Oczywiście to jest bardzo ważne dla Klienta jak dostaje wiedzę prawną, że jego problem da się rozwiązać, ale każdy jest człowiekiem i zbudowany jest także z uczuć i emocji. Naprawdę warto pomóc w okiełznaniu tych złych emocji, bo to nie tylko pomaga osobie, która ma problem prawny, ale też jak nabiera dystansu do sprawy, nie martwi się, łatwiej jest i dla niej i dla mnie, żeby sprawę rozwikłać i rozwiązać z korzyścią dla Klienta.

Czasami też okazuje się, że jestem jedyną osobą, z którą Klient może tak szczerze od serca porozmawiać i poczucie wsparcia i bliskości drugiego człowieka. Internet nie daje takiego poczucia, bo jesteśmy za jakimiś szklanymi szybami, jakby w innej przestrzeni, daleko, niby obecni, ale i nieobecni.

Nie chciałabym, aby powiedzenie mojego znajomego „jestem z Internetu”, stało się powszechne i oczywiste, bo co to będzie jak wszyscy będziemy tylko z Internetu?

Zostawiam Was z tym pytaniem Może tak jak ja zastanowicie się, czy  dobrze być tylko osobą z Internetu, czy jednak lepiej być takim realnym człowiekiem z krwi i kości, a nie jakimś awatarem, który jest tylko po drugiej stronie ekranu.

PS. Wierzę głęboko, że niebawem przyjdzie czas, że z moim znajomym wreszcie spotkamy się osobiście i na pewno wtedy będzie pięknie.

Jedna uwaga do wpisu “Jestem z Internetu.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s