Skradł moje serce.

Niedawno były Walentynki. Wiadomo co to był za dzień. Natomiast na moim blogu wówczas ani widu ani słychu o miłości, zakochaniu i innych pozytywnych uczuciach. Nie dlatego, że nie obchodziłam tego dnia, choć tak naprawdę uważam, że to zdecydowanie komercyjne święto, ale dlatego, że uczucia są ważne każdego dnia, a nie tylko raz do roku. Co by to byłoby za życie, gdybyśmy kochali tylko 14 lutego.

Nie chodzi też o to, że nagle mnie oświeciło, żeby napisać z opóźnieniem o miłości. Nie, nic z tych rzeczy. Postanowiłam napisać o miłości, bo o tym można pisać i mówić w każdym czasie. Dlaczego zdecydowałam się na taki temat? Już za chwilę się dowiecie.

To krótka historia o uczuciu, które niespodziewanie na mnie spadło kilka lat temu. Ta miłość trwa do dzisiaj i oby trwała jak najdłużej. To ktoś kto na mojej drodze pojawił się od tak. Początkowo podchodziliśmy do siebie z dużą dozą ostrożności, przede wszystkim czyniąc co było możliwe, aby jak najlepiej poznać się. Nie było to łatwe, bo tak bardzo różniliśmy i różnimy się od siebie. Wspólnych cech daleko by szukać, może poza jedną, że lubimy długo spać. Pomimo to, wysiłek był poczyniony z obu stron, aby móc razem funkcjonować. Każdy dzień przybliżał nas do siebie, a wzajemna miłość rodziła się nie w bólach, a w tolerancji, szanowaniu siebie nawzajem i dawaniu sobie przestrzeni do życia tak jak każdemu z nas odpowiadało.

On, niezależny, wolny, robiący to na co ma ochotę. Ja mająca swoje wady i zalety, przyzwyczajenia i ustalony tryb życia.

Od początku nawiązywaliśmy komunikację pomiędzy nami na tyle na ile było to możliwe, bo posługujemy się zupełnie innym językiem. Zatem ta komunikacja polegała głównie na gestach i znakach. Po jakimś czasie te gesty i znaki stały się dla nas całkowicie zrozumiałe. Stało się wiadomym kiedy jest radość i zadowolenie, a kiedy wkradały się mniej sympatyczne emocje.

On, choć wolny i niezależny miał stały rytuał dnia, co łatwo było zauważyć.

On lubiący robić to na co miał i ma ochotę, lubiący znikać nawet na kilka dni. Jak znikał i znika niestety wówczas nie pisze, nie dzwoni i niewiadomo gdzie jest. No cóż, trzeba to zaakceptować, bo nie ma innego wyjścia. Pomimo, że nie pisze i nie dzwoni wiem, że z przyjemnością wraca do domu, a ja go witam z otwartymi ramionami. Zaś czynności związanych z komunikowaniem się nie robi, bo nie potrafi.

Jak się pojawia od razu musi dostać swój posiłek, bo inaczej denerwuje się i jest bardzo niezadowolony. Za to jak jest w domu wtedy pokazuje i daje mi dużo miłości. Przytula się, mruczy i daje się podrapać, a leżąc przytulony do mnie, zaczepia mnie puchatą łapką, żeby go głaskać, najlepiej za uchem .

No i teraz oczywiście wiadomo o kogo chodzi, choć zapewne od początku domyślaliście, że tą postacią jest mój kochany kot. Mieszkamy razem od kliku lat i każdego dnia miłość do niego jest coraz większa, a i on daje mi też swoją, bo okazuje to na swój koci sposób. Chociaż nie daje mi zapomnieć, że ludzie są po to, aby służyć kotom, ale cóż w końcu taka jest kocia natura. Tak jest i ja ten stan w pełni akceptuję według zasady takiego mnie chciałaś, to takiego mnie masz.

Ostatnio popadł w konflikt z kotem mieszkającym nieopodal i w wyniku czego doznał kilku ran, na szczęście niegroźnych. Skończyło się wizytą u Pani doktor, którą serdecznie pozdrawiam, że z miłością, dobrocią i czułością zajęła się moim kotkiem. Robiła wszystko, aby ta wizyta była dla niego jak najmniej stresująca. Nawet padło kilka komplementów pod moim adresem, że kotek wyjątkowo zadbany, dobrze utrzymany, mający futerko lśniące i gładkie jak jedwab. Padły też z Jej ust słowa, że widać, iż kotek ma we mnie oparcie, bo w tym trudnym dla niego momencie przytulał się do mnie niezwykle mocno i że rzadko widuje naocznie taką więź jaka jest między nami, że tą więź widać gołym okiem. Oj, jak było mi przyjemnie i byłam sama z siebie dumna, że to co robię dla mojego kotka jest dobre, a do tego zauważalne.

No właśnie, o to chodzi, bo jak się decydujemy, aby mieć w domu zwierzaka, to właśnie trzeba mu dawać wszystko co najlepsze, dbać o tę istotę, bo ona czuje tak samo jak my. Też nieraz ją coś boli, też się boi, też jest głodna, też potrzebuje wsparcia i miłości. Mój kot ode mnie dostaje wszystko co najlepsze i tym samym odwdzięcza mi się każdego dnia.

Wiemy jednak, że nie wszystkie zwierzaki mają szczęśliwe życie. Ludzie potrafią wobec nich być okrutni, złośliwi i czynić im krzywdę. Wracam więc do tematu zwierząt (już wielokrotnie pisałam o tym na blogu), bo ich los jest mi szczególnie bliski. Będę jednak wracała co jakiś czas do tej tematyki, nawet jak ktoś powie, że to już stało się nudne, że się powtarzam, bo widocznie nie mam o czym pisać. No i nich niektórzy tak gadają, a ja nic sobie z tego nie robię i robić nie będę.

Po raz kolejny chcę Was zainteresować losem zwierząt, bo przecież my ludzie możemy sprawić, żeby im na tym świecie żyło się dobrze i szczęśliwie.

Nie ma niestety samych dobrych ludzi, są źli i okrutni, są tacy którzy znęcają się nad zwierzętami, którzy je głodzą, którzy wyrzucają je z domu, gdzieś na środku drogi, są tacy, którzy w lasach zakładają wnyki. To jest okropne i okrutne, ale jednak tak jest.

W prawie od lat funkcjonują przepisy, które mają karać za takie działania. Nie mniej jednak, nadal twierdzę, że zapadają wobec sprawców tak okrutnych czynów zbyt niskie wyroki. Choć zdarzają się i skazania na kary pozbawienia wolności.

Moim zdaniem jednak sprawcy winni zostać ukarani adekwatnie do swoich czynów, aby sami zrozumieli w odosobnieniu, że uczynili źle, ale także żeby oddziaływało to na innych z przekazem, „jak skrzywdzisz zwierzę, pójdziesz na lata do więzienia, a tam lekko Ci nie będzie”

Ważna jest w tym zakresie także szeroka edukacja, że jak jesteśmy świadkami takich czynów, żeby zgłaszać to odpowiednim organom. Działać, nie bać się, nie być obojętnym. To naprawdę nie wymaga dużego wysiłku, a można uratować życie na czterech łapach. Nie warto być obojętnym, jak się da nawet trochę dobra, to ono powróci w dwójnasób. Wiem, bo sama przekonałam się o tym wielokrotnie.

Jakiś czas temu pojechałam na kilka dni na wschód Polski, w miejsce będące głuszą, gdzie jest kilka domów, las, rzeka, cisza i spokój. Nie przypadkowo wybrałam takie miejsce, bo chciałam odpocząć, wyciszyć się i zresetować myśli. Gdy przyjechałam na miejsce do Pana u którego wynajęłam pokój, zobaczyłam, że Jego pies jest przywiązany na łańcuchu do stodoły. Moja reakcja była natychmiastowa i taka, że Pan stanął oniemiały. Jak powiedziałam co myślę, o tym, że pies jest na łańcuchu, On dość ostro zareagował, że to nie moja sprawa, że jak mi się niepodobna, to mogę pojechać gdzie indziej, że zwróci mi zaliczkę, bo pokoju to już u niego nie dostanę. No cóż, trudno, ale dałam wyraźnie do zrozumienia, że i tak nie odpuszczę, bo nie może być, aby męczyć psa i tak okrutnie go traktować.

W pewnym momencie Pan powiedział mi, że mogę sama odpiąć ten łańcuch, ale pies na pewno mnie zaatakuje i pogryzie. Może nie było to mądre z mojej strony, ale postanowiłam podjąć się temu wyzwaniu. Wprawdzie bardzo wolno zbliżałam się do pieska, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów i czekałam na jego reakcję. Będąc blisko, zobaczyłam coś, co przełamało mi serce na pół. Piesek nie był agresywny, wręcz przeciwnie, machał ogonem, ale w jego oczach był przerażający smutek. Uwolniłam go z łańcucha. W pierwszym momencie biegał po podwórku jak oszalały, a Pan triumfował, że ten pies to dzikus, głupek, wariat i dlatego trzyma go na łańcuchu. Ze zdziwieniem wysłuchałam tej tyrady, tłumacząc, że dlatego tak biega, bo jest trzymany na uwięzi, a wypuszczony na wolność napawa się nią. Jeśli wolność będzie dana mu każdego dnia, wówczas zapewne nie będzie takich sytuacji. Pies wybiegał się i wyhasał, a po jakimś czasie przyszedł do mnie i dał się pogłaskać. Gdy usiadłam na ławce ponownie podszedł i położył mi głowę na kolanach. Pan stał i czekał co będzie dalej, ale zaczęliśmy już spokojnie rozmawiać o tym psie. Dał sobie wytłumaczyć, że pies wolny, dobrze przypilnuje domu, że można mu stworzyć dobre, wygodne i ciepłe miejsce do mieszkania, że niewiele trzeba żeby o psa zadbać. Dał sobie powiedzieć, że w zamian będzie miał najlepszego i najwierniejszego przyjaciela na ziemi.

Po tej rozmowie, pokój jednak został mi wynajęty, pies był wolny, chodził ze mną na spacery do lasu, nad rzekę i nie biegał jak oszalały, a wręcz przeciwnie, szedł przy mnie i miałam wrażenie, że strzegł mnie tak, aby nic mi się nie stało. Pan obiecał, że już psa nie przywiąże do łańcucha, choć w jego zapewnienia nie do końca wierzyłam. Pojechałam tam po tygodniu, zupełnie niespodziewanie, żeby zobaczyć co zastanę. Okazało się, że pies był wolny, miał nową budę, bez łańcucha, była miska z wodą i jedzeniem. Pan jak mnie zobaczył trochę się zdziwił, ale przyjął mnie serdecznie, mówiąc, że miałam rację. W nocy pies pilnował domostwa, a w ciągu dnia był grzeczny i spokojny. Zaproponował, żebym ponownie przyjechała do Niego na kilka dni, bo dzięki mnie zrozumiał, że źle postępował i jest mi wdzięczny, że na Niego nakrzyczałam.

Byłam więc już kilkakrotnie, bo to fajne miejsce do odpoczynku, a ostatnio zobaczyłam coś co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Otóż, pies obecnie mieszka w domu, jest zadbany, wyczesany, wykąpany, a jak mnie widzi skacze z radości tak, że aż ze szczęścia łza mi się w oku kręci.

Jaki morał z tego? Ano właśnie taki, żeby reagować na zło, nie przechodzić obojętnie. Naprawdę nie wymaga od nas to dużego wysiłku, aby ukrucić zło, ból i cierpienie. Ważne, aby powiadamiać właściwe służby jak zobaczymy przypadki znęcania się nad zwierzętami, po to, aby oprawcy zostali zatrzymani i ukarani. Pamiętać bowiem trzeba o tym, że same przepisy o ochronie zwierząt nie zadziałają, jak ludzie nie podejmą stosownych działań.

Cóż, ja natomiast nadal cieszę się miłością mojego kotka, a od niedawna mam przyjaciela – psa, który mieszka daleko ode mnie, ale jak tylko mogę jadę do niego, żeby pogłaskać go, pójść z nim na spacer do lasu i cieszyć się razem z nim wolnością, którą mam nadzieję, będzie mu dana do końca życia.

Jeszcze jedno, 17 lutego był dzień kota i to tak naprawdę było inspiracją dzisiejszego wpisu. Mój kot został obdarowany smakołykami i był bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że Wasi koci pupile, też świętowali, ku uciesze i radości każdej ze stron. Mam też głęboką nadzieję, że kotki skradły Wasze serca, tak jak mój to zrobił. A jak nie koty, to może nad sercem zapanowały inne cudowne zwierzaki. Oby.

 

3 uwagi do wpisu “Skradł moje serce.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s