Jest takie powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To prawda, bo w każdym powiedzeniu jest przesłanie, które niesie za sobą nie tylko mądrość, ale pewne wskazówki.
Jak różne są punkty widzenia danej sprawy szczególnie widać w sporach, które toczą się w sądzie. Szczególnie zaznaczają się w sporach rodzinnych, majątkowych. Każda ze stron dowodzi, że ma rację, żeby jej było na wierzchu. Trudno się dziwić, bo zdaje się być to zupełnie normalne.
Swego czasu miałam sprawę, gdzie jeden z członków rodziny bezprawnie zajmował nieruchomość. Choć gołym okiem było widać, że działał bezprawnie, ale on nie tylko „bronił” się w procesie przed ewentualnymi negatywnymi skutkami tego postępowania, to był pewny swego. Z jego wystąpień przed Sądem, wynikało, że był mocno przekonany o słuszności swojego postępowania. Dopiero przegrana sprawa i wyrok ostudziły go w myśleniu o swoich racjach.
Z tak różnym punktem widzenia, spotkałam się także w innej sprawie dotyczącej niepłacenia alimentów na małoletnie dzieci. Matka oczywiście domagała się pieniędzy, bo przecież oboje rodzice są zobowiązani nie tylko do wychowania wspólnych dzieci, ale także łożenia na ich utrzymanie. Pan, który alimentów nie płacił, kwitował cały czas stwierdzeniem, że nie ma pieniędzy i już. Wobec powyższego całkowicie jest zwolniony z płacenia alimentów.
Zatem widać jak w soczewce te spierające się racje obu stron. Szkoda tylko, że w tym przypadku pokrzywdzone były dzieci, które przecież nic nie zawiniły.
Przykładów takich sytuacji mogę mnożyć, ale myślę, że gdybym chciała opisać swoje wieloletnie doświadczenia w pracy z ludźmi, powstałaby wielotomowa książka. Tylko czy komuś chciałoby się to czytać.
Dobrze, że są liczne regulacje prawne, których celem jest, aby ten kto ma rację, a wdał się w spór, osiągnął sprawiedliwość. Choć wszyscy wiemy, że niestety zawsze tak nie jest.
Napisałam jakiś czas temu, jak ważne są dowody w sprawach sądowych, bez nich ani rusz. Nie wystarczy samo przekonanie, że mamy rację, ale trzeba to wykazać przed obliczem sprawiedliwości.
Spory, które toczą się na bazie prawa cywilnego, mają to do siebie, że obowiązuje zasada „onus probanci”, czyli że ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne.
Ten ciężar dowodu należy pojmować na dwóch płaszczyznach: formalnoprawnym i materialnoprawnym. Pierwszy, najogólniej mówiąc dotyczy, tego, że strona obowiązana jest wykazać dowody dla stwierdzenia faktów, z których wywodzi skutki prawne. Drugi stanowi podstawę do wskazania tego, kto będzie obciążony skutkami niedowiedzenia danego faktu.
Zatem jeśli powołujecie dane fakty w Sądzie, zachodzi wówczas konieczność udowodnienia tego, że właśnie tak jest jaki punkt widzenia prezentujecie. Jak nie udowodnicie, to niestety są małe szanse, aby te fakty zostały rozstrzygnięte na Waszą korzyść. Czyli tłumacząc to jeszcze prościej. Powód, który wnosi pozew do Sądu powinien w tym piśmie procesowym powołać wszystkie dowody na poparcie faktów i swoich twierdzeń. Oczywiście nie oznacza to, że pozwany ma być bierny. Pozwany wnosząc odpowiedź na pozew powinien również podnieść fakty i dowody na poparcie swojego żądania czy stanowiska.
To jest bardzo istotne, bowiem Sąd wydając wyrok rozstrzygnie, czy rację ma powód czy pozwany przede wszystkim na podstawie wszechstronnego rozważenia zebranego materiału.
Dlatego też reguła dotycząca ciężaru dowodu, którą dzisiaj się zajmuję, nie może być rozumiana, że zawsze, dowody spoczywają li tylko na stronie powodowej. Jeśli pozwany powołał okoliczności faktyczne, które z wiadomych powodów mają służyć oddaleniu powództwa, to musi to udowodnić. Samo stwierdzenie, że nie zgadzamy się na pozew, że pozew jest niesłuszny, że pozew np. służy tylko i wyłącznie szkalowaniu strony pozwanej, naprawdę nie wystarczy.
Choć przyznam szczerze, że zdarzały mi się takie sprawy, że następowało przerzucenie ciężaru dowodu na stronę, która w myśl powołanej powyżej reguły nie musiała i nie powinna udowadniać danego faktu.
Co wówczas? Otóż skutkami naruszenia ciężaru dowodu, oczywiście jest możliwość wykorzystania i podniesienia tego jako zarzut w apelacji lub w skardze kasacyjnej. Jak więc widać, niestety nie wystarczy przed Sądem gołosłowne stwierdzenie typu „to ja mam rację”, tak jak podniosłam powyżej, swoje twierdzenie należy udowodnić. Dowody mogą być różne np. świadkowie, dokumenty, zdjęcia, nagrania, itp. O samych dowodach, ich rodzajach znajdziecie wpis na moim blogu, który już jakiś czas przyszło mi napisać. Skupiając się jednak na ciężarze dowodu, pamiętajcie o tej kwestii. Szczególnie jak działacie sami bez profesjonalnego pełnomocnika. Reguły procesu są bowiem sztywne, czy nam się to podoba czy nie, potem biadolenie, że Sąd jest taki czy inny nic nie da, jak się zostaje z przegraną sprawą, wiedząc, że racja jest po naszej stronie. Zatem powodzenia.