Dobre i złe wiadomości.

Dobre wiadomości i złe wiadomości.

Pracując na co dzień stykamy się z różnymi osobami i ich sytuacjami, problemami, ale też i radościami. Wykonując zawód prawnika i prowadząc sprawy niemalże każdego dnia mam do przekazania różne wiadomości i te dobre i te złe.

Z dobrymi wiadomościami nie ma żadnego problemu. Z chęcią je obwieszczamy i cieszymy się razem z tymi, których te wiadomości dotyczą. Ja przynajmniej tak mam.

Jak jednak przekazać te złe wiadomości? W jakiej formie i w jaki sposób? Niektórzy zawodowo nie mają takich dylematów. Kierują się tzw. chłodnym profesjonalizmem i tyle. Myślę, jednak, że nie do końca jest to dobre rozwiązanie. Podanie komuś tego co jest złe czy trudne w taki sposób, aby rozmówca przyjął to w miarę dobrze, jest bardzo istotne. Można naprawdę w takich sytuacjach odłożyć na bok ten chłodny profesjonalizm, a wykazać się choćby odrobiną zrozumienia sytuacji, w której znalazła się dana osoba.

Aby wykonywać zawód jaki mi przypadł w udziale, wymagało to ode mnie wielu lat nauki. Studia prawnicze, aplikacja, kilka kierunków studiów podyplomowych, przygotowały do wykonywania zawodu, choćby poprzez znajomość przepisów, umiejętność ich stosowania, pisania umów, pism procesowych, zachowania w sądzie, itd., Nie przygotowały jednak do radzenia sobie z tym, co jest tematem dzisiejszego wpisu. Dlatego też jak dochodzi do sytuacji, że mam złe wiadomości do przekazania, powstaje wówczas dylemat jak to zrobić, jak powiedzieć? Nie znając się na psychologii nigdy nie wiem, jak to zostanie przyjęte przez osobę do której kieruję te wiadomości i jak ona zareaguje. Przecież wyjścia nie mam, moim obowiązkiem jest poinformować Klienta o wszystkim co się dzieje w sprawie.

Radzenie sobie w takich sytuacjach, jest więc sumą moich doświadczeń życiowych i zawodowych. Będąc studentką prawa nie miałam nigdy takich zajęć, jak postępować w trudnych sytuacjach, jak przekazywać te złe wiadomości, a szkoda. Głównie to była nauka przepisów, różnych prawnych teorii, itd.. Podobnie było na aplikacji, choć ta ostatnia wiązała się także z praktyczną stroną zawodu m.in. poprzez przygotowywanie różnych pism procesowych, przyglądania się pracy na sali sądowej sędziom, prokuratorom, pełnomocnikom, czy obrońcom. Wprawdzie przeszłam cały cykl zajęć, notabene kończących się trudnymi i skomplikowanymi egzaminami, z dziedzin pozaprawnych, jak psychologia, psychiatria sądowa, czy nawet medycyna sądowa, ale wiadomo dotyczyło to zupełnie czegoś innego. Np. te dwie pierwsze dziedziny bardziej wiązały się z tym, aby posiąść podstawową wiedzę o różnych chorobach, czy przypadłościach związanych z psychiką, ale bardziej pod kątem umiejętności zadawania pytań biegłym, rozumienia wydawanych przez nich opinii. O medycynie sądowej nie wspomnę, bo to zupełnie inne zagadnienie, a o bytności w zakładzie medycyny sądowej, nie będę pisała na blogu, bo to naprawdę nic przyjemnego. Myślę, że opowiadanie o doświadczeniach z tego rozdziału życia, nie jest potrzebne, ani konieczne.

Wracając jednak do umiejętności przekazywania tych złych wiadomości, mogę jedynie stwierdzić, że szkoda, że nigdy coś takiego nie było w planie nauki. Działam więc tak, jak nauczyło mnie życie i wieloletnie doświadczenie zawodowe. Czy sobie z tym radzę, czy nie, to już nie mnie oceniać.

Czasami tymi złymi wiadomościami są wyroki sądowe orzeczone na niekorzyść Klientów. Ci, którzy wiedzieli, że sprawy są trudne, słabe dowodowo, przyjmowali w pełni taką ewentualność. Gorzej w sytuacjach, gdy się miało do czynienia z tzw. pewniakami. Możemy wówczas mówić o niesprawiedliwym wyroku. Wiadomo i takie się zdarzają. Tylko co Klientowi po tym, że usłyszy, że wyrok był właśnie taki niesprawiedliwy. Jeśli mamy do czynienia z I instancją, to jeszcze nie koniec, bo rzecz jasna, walczy się dalej poprzez wnoszenie środków odwoławczych. Niestety trudniejsza jest sytuacja, gdy orzeczenie jest już prawomocne. Podważenie prawomocnego wyroku jest dość skomplikowane, bo wówczas naprawdę muszą być spełnione przesłanki, aby taki wyrok został uchylony, a do tego dochodzi niejednokrotnie bardzo długi czas rozpatrzenia takiej sprawy.

W obu tych sytuacjach, staram się jak potrafię przekazać te złe informacje delikatnie i w sposób wyważony. Znajduję czas na dłuższą rozmowę z Klientem, bo nieraz w takich sytuacjach, w najzwyklejszy sposób potrzebują Oni wsparcia i dobrego słowa. Wiadomo, że powierzając sprawę do prowadzenia, Klienci zaufali mi i interesuje ich przede wszystkim korzystne dla nich orzeczenie, ale jeśli dochodzi do sytuacji opisanych powyżej, uważam, że nie można ich tak zostawić samych sobie. Wychodzę bowiem z założenia, że sprawy, które prowadzę, to nie stany faktyczne, czy sterta papierów do przeczytania. Za każdą sprawą stoją ludzie, ich rozterki, dramaty, trudne sytuacje życiowe. Oczywiście oprócz wsparcia, dokonuję zawsze oceny, czy jest jeszcze szansa na dalsze działania prawne. Jak jest szansa żeby odmienić sytuację, zawsze o tym informuję i szczegółowo wyjaśniam na czym to polega. Czy Klient z takiej drogi skorzysta to już jego decyzja. Natomiast dobre słowo i wykazanie zrozumienia, zawsze się przyda, a nieraz bardzo może pomóc i pozwolić spojrzeć Klientowi na sprawę z innej perspektywy.

Dla mnie jedną z takich trudnych sytuacji była sprawa Klientów w podeszłym wieku, którzy zostali poszkodowani odnośnie nieruchomości warszawskiej. Już samo pojęcie „nieruchomości warszawskie” jednoznacznie wskazują z czym miałam do czynienia. Sprawa toczyła się przez wiele lat, a moi Klienci za każdym razem, gdy się spotykaliśmy mówili: „żebyśmy tylko dożyli do końca sprawy”. Po długim czasie sprawa zakończyła się niestety przegraną. Reakcja Klientów na tę złą wiadomość była niezwykle emocjonalna. Oni bardzo to przeżyli, a ja z drążącym głosem przekazywałam smutne wiadomości. Sama zresztą nie mogłam uwierzyć, że na tamten czas wynik sprawy był negatywny. Dla mnie to była trudna sytuacja, bo potraktowałam ją w kategorii osobistej porażki. Gdy emocje nieco opadły i u nich i u mnie nie mogliśmy znaleźć odpowiedzi dlaczego tak się stało? Dopiero po kilku latach znaleźliśmy odpowiedź na pytanie, które sobie zadawaliśmy. Wyszły bowiem na jaw, ogromne nieprawidłowości przy reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Za nim fakty ujrzały światło dzienne, możecie sobie wyobrazić, co Klienci i ja przeżywaliśmy. Dzisiaj ponownie osoby te walczą o swoje prawa, ale jaki będzie finał i jak to długo będzie trwało tego oczywiście nikt nie wie.

W trudnych sytuacjach, można mieć usta pełne frazesów, ale moim zdaniem to nie o to chodzi. Zawsze uważałam i uważam, że należy do końca działać, wykorzystywać wszelkie możliwości, żeby pomóc. Na pewno nie zostawiać ludzi samych sobie, a wspierać i pomagać, także dobrym słowem.

Jedną też z takich niełatwych sytuacji była konieczność poinformowania matki, że Jej syn został tymczasowo aresztowany. Wiedziałam doskonale, że kobieta ta od jakiegoś czasu była w trudnej sytuacji życiowej, bo zmarł mąż, który wcześniej długo i poważnie chorował. Do tego doszły problemy z synem. Rozmawiając z Nią, nie było mi łatwo, bo ciągle padało pytanie: „Pani Mecenas dlaczego mnie to spotkało? Od dawna miałam kłopoty z synem, ale przecież to moje dziecko, nie mogę Go odrzucić. Jest mi ciężko. Nie wiem czy dam sobie z tym wszystkim radę. Przecież jestem sama i chora.” Co ciekawe, nie szukała jakiś usprawiedliwień dla sytuacji, która wystąpiła. Nawet stwierdziła, że „skoro syn skrzywdził kogokolwiek, to musi ponieść karę”.

Właśnie w takich sytuacjach, należy postępować delikatnie, z empatią, zrozumieniem sytuacji w której ktoś się znalazł. To co wcześniej napisałam, chłodny profesjonalizm byłoby takim nieludzkim postępowaniem i zachowaniem.

Sama byłam w sytuacji, gdzie ktoś oświadczył mi złe wieści krótko, zwięźle i na temat. A potem zostałam z tymi informacjami sama, kompletnie nie wiedząc co robić, jak działać i czy w ogóle działać. Dlatego też w pracy  kieruję się także swoimi doświadczeniami życiowymi, pamiętając, że mam do czynienia z ludźmi. W miarę posiadanej wiedzy i tegoż doświadczenia życiowego, jak informacje nie są najlepsze staram się, aby adresatów  z nimi oswoić, szukać, czy jest jeszcze jakieś wyjście z sytuacji, a na pewno nie zostawiać nikogo samego. Kiedyś usłyszałam takie mądre stwierdzenie, że z każdej sytuacji jest wyjście i każdy problem da się rozwiązać, a przynajmniej do końca mieć nadzieję, że będzie dobrze. Staram się na co dzień  tego trzymać, a także przekazywać to Klientom.

Tak się jakoś przydarzyło, że ostatnio piszę o ludzkiej stronie wykonywania swojego zawodu, ale znacie mnie nie od dzisiaj, że pokazywanie także takich doświadczeń uważam za istotne. Dlatego też dzielę się nie tylko swoimi przemyśleniami, ale i doświadczeniami, których przez lata nazbierałam naprawdę dużo. Prawo to może zbiór suchych przepisów, ale nie działają one w próżni tylko dotyczą codziennego życia i każdego z nas. Życzę więc każdemu jak najwięcej dobrych wiadomości, sobie oczywiście też, żeby cieszyć się każdym dniem. Życzę, żeby to nie były tylko puste słowa, a miały swą manifestację w realnym życiu. Więc trzymajmy się tego i jak najczęściej się uśmiechajmy, bo daje to taki zastrzyk energii, a ta pomaga działać i podejmować dobre decyzje.

 

 

Jedna uwaga do wpisu “Dobre i złe wiadomości.

  1. To jest oczywiste że jesteś Czlowiekiem. Dobrze że nie zmogła Ciebie znieczulica. Wielu prawników, ale i wielu ludzi innych zawodów żyją tylko po to aby mieć! Trochę tylko zbyt wiele razy przypominasz o zawodzie. To nie jest najwazniejsze. To nie jest nawet w pierwszej dziesiątce ważnych rzeczy. Tarzana być człowiekiem dla ludzi, bez względu na profesję 😻

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s