Wydaje się to oczywiste, ale czasami mam wrażenie, że niektórzy o tym zapominają. Każdy człowiek ma swoje lepsze i gorsze dni, ma zalety, ale też i wady. Nieraz popełnia błędy, ja też. Ważne, aby móc sobie z ewentualnymi mało sympatycznymi konsekwencjami poradzić.
Przed ostatnim sobotnim weekendem przypominając sobie, że jestem człowiekiem i mój organizm potrzebuję trochę relaksu, miałam zaplanowane tzw. sobotnie wyjście. Wcześniej już w myślach planowałam, jaką kreację włożę na siebie, nie tylko żeby dobrze czuć się we własnym wyglądzie, ale także, żeby wkurzyć koleżanki. Żartowałam.
Poranek sobotni jednak zweryfikował plany, bo od razu po przebudzeniu zaczął mi towarzyszyć niemiłosierny ból głowy. W miarę upływu dnia, ból nie przechodził, a stawał się coraz bardziej agresywny. Wiadomo już było, że wielkiego wyjścia nie będzie, a wieczór spędzę nie otulona suknią z pięknym głębokim dekoltem, a w starym dresie i z ręcznikiem na głowie.
W jakimś momencie zadzwonił telefon i resztkami sił go odebrałam. Usłyszałam po drugiej stronie jakiś nieznany kobiecy głos. Z monologu wynikało, że Pani pozyskała kontakt od mojego Klienta, postanowiła zadzwonić i powierzyć mi pozew do napisania. Bardzo się Jej spieszyło i wyraziła się tak:
„Machnie Pani przez weekend dla mnie pozew, a w poniedziałek złożę go w sądzie”.
„Nie machnę, bo jest weekend i w tym czasie nie pracuję, a do tego jestem chora. Poza tym na podstawie czego mam ten pozew przygotować, nie mając żadnych dokumentów, bez analizy przepisów, itd.”
Pani była niezadowolona z mojej odpowiedzi, szczególnie, gdy Jej zaproponowałam kontakt ze mną w tzw. dni robocze. Pomyślałam sobie, że może nie przybędzie mi nowy Klient, ale pisać pozew bez jakiegokolwiek przygotowania, to nie tylko nie profesjonalne, ale mogłoby tegoż Klienta narazić na błędy, jakąś szkodę lub inne nieprzyjemne sytuacje. Poza tym jak z tym bólem głowy miałam usiąść do komputera i cokolwiek z siebie wykrzesać. Przecież jestem człowiekiem mam prawo być chora, w gorszej formie, a w weekend po prostu odpocząć. Jakoś przetrwałam weekend, a ból głowy na szczęście przeszedł, choć postanowił opuścić mnie dopiero w niedzielę wieczorem.
Początek tygodnia jednak nie przyniósł pełnego ukojenia, bo przemieszczając się z miejsca na miejsce środkiem komunikacji miejskiej, zapominałam skasować bilet. Przypomniał mi o tym Pan, którego zawód z nazwy potocznej ma coś wspólnego z ptakiem, tylko wymowa jest jakoś mało sympatyczna. Gdy odebrałam mandat, wiadomo zadowolona nie byłam, a wręcz byłam wściekła na własną głupotę i roztargnienie. No i nastąpił moment, gdzie usłyszałam, że jestem prawnikiem i takie rzeczy nie powinny mi się przytrafić.
„Nie!!”, mocno zaprotestowałam. „Jestem przede wszystkim człowiekiem, a to, że jestem prawnikiem nie ma nic do rzeczy, że nie skasowałam biletu”.
Tym razem moją rozmówczynią, była bliska mi osoba, starsza Pani, która często raczy podkreślać, że pewne sytuację nie powinny mi się wydarzyć, bo przecież jestem prawnikiem. Starsza Pani nie odpuszczała, zapytawszy, dlaczego jechałam tramwajem? Grzecznie odpowiedziałam, że zepsuł mi się samochód i właśnie jest leczony.
„Coś podobnego” – krzyknęła. „Jak mogłaś dopuścić, żeby zepsuł Ci się samochód”. Prawnik nie może być taki roztrzepany, jak Ty. Gdybyś dbała o swoje auto, taka sytuacja nie miałaby miejsca”.
Na nic się zdało przekonywanie, że awaria pojazdu, nie miała i nie ma nic wspólnego z moim zawodem, że sama naprawić nie potrafię, bo nie jestem mechanikiem, a z roztrzepaniem to też nie ma nic wspólnego.
Pomimo, to usłyszałam na koniec:
„dziewczyno, jak Ty żyjesz?”.
„Normalnie” – odpowiedziałam, ale efekt był taki, że interlokutorka obraziła się. Na szczęście nie na długo
Zawód, który wykonuję, niekoniecznie ma wiele wspólnego z życiem prywatnym. Tak jak napisałam, jestem przede wszystkim człowiekiem, a na pewno nie jakimś robotem, który zbudowany jest ze śrubek, przewodów, lub innych rzeczy. Wychodząc na ulicę, spotykając się ze znajomymi, prowadząc dom, uczestnicząc w życiu rodzinnym, nie zastanawiam się nad tym, że jestem prawnikiem, jakie są przepisy, które z nich zastosować, itd. Przecież to byłoby jakieś chore.
Myślenie prawnicze przede wszystkim zarezerwowane jest dla pracy, prowadzonych spraw, choć oczywiście nie ukrywam, że w niektórych aspektach zwykłego życia jest mi łatwiej. Zawierając np. jakieś umowy, zawsze je czytam, rozumiem występujące zagrożenia, znajduję bez problemu zapisy, które mogą być dla mnie niekorzystne. Ale idąc po zakupy, do lekarza, czy gdziekolwiek indziej nie myślę, „o!, jak będzie coś nie po mojej myśli, to zastosuję przepis taki, a taki, albo pozwę gościa do sądu, itd”. Żyję normalnie, dostając np. mandaty z własnej głupoty, nieraz zapominając coś zrobić, popełniam błędy i jak każdy ponoszę ich konsekwencje. Dlatego tak nie lubię tego stwierdzenia z którym często się spotykam: „przecież jesteś prawnikiem”
Notabene mam kilku Klientów prawników, którzy są świetnymi fachowcami w dziedzinach prawa, którymi zawodowo się zajmują, ale ich prywatne sprawy, oj, oj, nie najlepiej wyglądały. Cóż, widać szeroko działa zasada, że szewc bez butów chodzi. To jest dość proste do wytłumaczenia, bo czasami nie dba się o własne sprawy, do swoich spraw prawnych nie ma się dystansu i towarzyszą temu często bardzo silne emocje. Do spraw Klientów podchodzi się inaczej. Ma się określone zdanie do wykonania i trzeba działać tak, aby to było jak najkorzystniejsze dla Klienta. Nie mazgaić się, nie przeżywać, tylko iść do przodu.
Jakiś czas temu rozmawiałam ze swoim znajomym lekarzem, który mnie zapytał, czy też tak mam, że jak się pojawię, np. na spotkaniu towarzyskim to różne osoby proszą mnie o porady prawne.
„Zdecydowanie tak”.
Mój znajomy wówczas rzekł, że przy zawodzie lekarza jest podobnie. Przecież spotkanie towarzyskie to jest czas wolny dla nas, a nie czas na porady.
„Czy to jest jakieś obciążenie bycie prawnikiem, czy lekarzem”? – zapytał.
„Może nie, może to wynika z tego, że ludzie mają do nas po prostu zaufanie, a może nas wykorzystują, kto to wie?”. Taka była moja odpowiedź.
Kontynuując tę rozmowę, mój znajomy opowiedział mi sytuację, która się wydarzyła podczas takiego spotkania towarzyskiego. Podszedł do Niego pewien Pan, mówiąc:
„Ponoć jest Pan lekarzem. Mam często takie silne bóle głowy, bóle kręgosłupa, a do tego jeszcze cukier mi skacze. Co by Pan poradził?”
Mój znajomy, niewiele myśląc odpowiedział – „nie znam się na tym, trzeba pójść do lekarza”. „To czym się Pan zajmuje”? – nieco zdenerwowany zapytał, nie otrzymawszy na szybko dogłębnej porady lekarskiej.
„Zajmuję się kobietami” – skwitował mój znajomy.
W odpowiedzi usłyszał – „Casanova się trafił”.
„Nie Casanova tylko ginekolog” – i w ten oto sposób zakończyła się rozmowa.
Opisując tę sytuację, chcę zwrócić uwagę, że wszelkiego rodzaju porady, takie z łapanki, mogą przynieść więcej złego niż dobrego. Wykonując zaś określony zawód, wiedząc, że jest to zawód odpowiedzialny, bierzemy na siebie nieraz naprawdę skomplikowane losy ludzkie. Dlatego musimy mieć czas na spokojną i wyważoną analizę, aby to przyniosło jak najlepsze efekty, dla tych na rzecz, których pracujemy. Potrzebny jest czasami relaks, odpoczynek i oderwanie się, choć na chwilę od spraw zawodowych i codziennych.
Mam na szczęście wokół siebie takie bliskie osoby, które pamiętają, że jestem człowiekiem i nie wykorzystują tego, że jako prawnik mogłabym w wielu sprawach im pomóc. Choć bywa, że zwracają się do mnie czasami o taką pomoc, ale co ciekawe, w Kancelarii i do tego jeszcze zapisują się na spotkanie ze mną. O! i jaka dyscyplina, choć, aż takiego zachowania przecież od nich nie wymagam.
Pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy ludźmi z wadami, przywarami, ale i z zaletami i pięknymi cechami, a pamiętając o tym traktujmy też innych właśnie po ludzku. To się zawsze opłaca.
Wiesz co, nie jestem lekarzem. Ani prawnikiem, choć i z jedną i druga dziedzina miałem wiele do czynienia nie tylko od strony pacjenta czy klienta. Ale znam jeden bardzo uniwersalny lek. Olej!
Po prostu, nawet bez względu na ewentualną utratę korzyści, trzeba czasem przestać być tym prawnikiem. Grzecznie ale odmawiać. Niektórzy to potrafią innym to sprawia trudności. 😻
Generalnie warto umieć mówić „tak” i mówić „nie”. Łatwo jest jednak w teorii, ale gorzej w praktyce :-)
Generalnie to w ogóle jest warto, mimo wszystko😺