Możliwość zjedzenia posiłku w trakcie przerwy w rozprawie sądowej oczywiście niewiele ma wspólnego ze sprzątaniem pociągu. Nie mniej jednak te dwie kwestie łączy stwierdzenie „samo życie”, a za chwilę pokrótce opiszę o co mi właściwie chodzi.
Na swoim blogu, oprócz opisywania przepisów obowiązujących w Polsce, staram się także przekazywać praktyczne porady typu jak zapoznawać się z aktami sprawy, po której stronie na sali rozpraw siadać, jak się jest stroną w postępowaniu, itp.
Tym razem zajmę się tym, czy bufet sądowy ma w ogóle jakieś znaczenie i czy jest przydatny? Moim zdaniem tak, szczególnie jak przychodzi spędzić w sądzie dobrych kilka godzin. Kilka dni temu reprezentowałam w sądzie klientów dość daleko od Warszawy. Klienci zdecydowali pojechać się wraz ze mną, stwierdziwszy, że chcą uczestniczyć we wszystkich czynnościach i mieć bezpośredni udział w przebiegu rozprawy.
Pojechaliśmy więc razem do pięknej miejscowości gdzieś na południu Polski. Następnego dnia już we wczesnych godzinach porannych stawiliśmy się w sądzie. Okazało się, że czynności, które były tego dnia wykonywane niemiłosiernie przeciągały się. Wobec tego sąd zarządził godzinną przerwę na odpoczynek. Wygłodniali i już trochę zmęczeni postanowiliśmy udać się do bufetu. Trochę szukaliśmy tego bardzo pożądanego przez nas miejsca, bo sąd duży, a w nim zawiłe i kręte korytarze. Podjęta próba dotarcia do bufetu zakończyła się fiaskiem, więc zasięgnęliśmy języka, gdzież ta „jadłodajnia” może się znajdować. Okazało się, że takie miejsce nie występuje w sądzie i trzeba szukać czegoś w mieście. Przyznam, że nie byliśmy z tego faktu najbardziej zadowoleni, ale nie było co marudzić, bo mało czasu, więc rozpoczęliśmy poszukiwania miejsca gdzie karmią, bo na tamten moment było nam to bardzo potrzebne. Niestety okazało się, że rozpoczęliśmy nieplanowane zwiedzanie miasta. Czas uciekał, a my byliśmy nadal z pustymi brzuchami. Po drodze znaleźliśmy bar, ale w nim oprócz kawy, która kawą była tylko z nazwy i wody nie było nic co wypełniłoby tę pustkę żołądkową. Na poszukiwaniach właśnie kończyła się wolna godzina i trzeba było czym prędzej wracać. Tak też się stało i kolejną „rundę” na sali rozpraw zaczęliśmy pomimo lekkiego burczenia w żołądkach. Rozprawa jeszcze trwała kilka godzin, więc z ledwością dotrwaliśmy do końca.
Nie byłoby oczywiście żadnego problemu, gdyby w sądzie było miejsce w którym można coś zjeść lub byłyby choć automaty z kawą i słodyczami. Może kwestia bufetu sądowego nie jest najważniejszą, nie mniej jednak, jak spędza się w przybytku Temidy dłuższy czas warto byłoby się nieco posilić. Oczywiście można było wziąć ze sobą kanapki i termos z rzeczoną kawą, ale rozkładać się z tym menu na korytarzu? Oj! Chyba wyglądałoby to dziwnie. Gdyby tego było mało, okazało się, iż w tymże sądzie nie występowała także szatnia, gdzie można byłoby zostawić wierzchnie okrycia, nie wspominając o braku wypożyczalni tóg. Dobrze, że tą ostatnią wzięłam ze sobą i w dobrym stanie, będąc przechowywana w walizce, dotarła na miejsce wraz ze mną.
Z moich dotychczasowych doświadczeń sądowych wynikało zazwyczaj, że bufet, szatnia i wypożyczalnia tóg funkcjonują i to całkiem nieźle, a szczególnie bufet, zapewne ku uciesze nie tylko interesantów, ale pewnie także i pracowników sądów. Niewiele trzeba, żeby odpowiednio zorganizować funkcjonowanie sądu, nawet w takich prozaicznych sprawach. W opisywanym przypadku okazało się, że ktoś może czegoś nie dopatrzył, bądź uznał, że takie miejsce jest zbędne. Naprawdę szkoda, bo wydaje mi się, że trzeba pamiętać, że z takiego miejsca korzystają ludzie i przy niewielkim nakładzie sił i środków warto ułatwiać życie, a nie utrudniać. Wobec tych doświadczeń, następnym razem zaopatrzymy się w odpowiednie dania, gdyby nam przyszło spędzić znów kilka godzin. Człowiek najedzony ma siły, a poza tym wiadomo, jak Polak głodny to zły, a jak zły, to może swoje frustracje wyrzucić z siebie w kierunku strony przeciwnej, a to chyba niepotrzebne. Najlepiej bowiem walczyć na argumenty i dowody, a nie ulegać niepotrzebnie nieokiełznanym stanom emocjonalnym.
Pomimo tych niedogodności przeżyliśmy wraz z Klientami, a gdy nastąpił dzień powrotu do domu, spotkała nas jeszcze jedna niemiła niespodzianka. Tym razem PKP postanowiło zafundować nam nieskazitelnie czysty pociąg. No i bardzo dobrze, bo nie ma jak podróżować w czystych i komfortowych warunkach. Tylko, że sprzątanie wagonów, które odbywało się na naszych oczach (pociąg stał już na peronie), trwało bardzo długo. Pasażerowie nieco zniecierpliwieni tą sytuacją, kłębili się przy drzwiach wagonów. Z upływem czasu przybywało ich co raz więcej, tarasując bez mała drzwi wejściowe. Oczywiście dostać się do środka nie było możliwe, bo jak zamknięte drzwi, to się nie da, chyba, że ktoś posiada nadzwyczajne zdolności przenikania przez materię. My nie posiadaliśmy, a inni pasażerowie widać też nie. Widoczny przez okna wagonu, Pan sprzątający wydawał się celebrować swoją czynność, a czas płynął i płynął i płynął. W ten sposób zrobiło się opóźnienie w odjeździe pociągu. Cóż, pasażerowie nie powinni jednak się denerwować, bo wyświetlał się cały czas uprzejmy napis, że trwa serwis pociągu, za co PKP uprzejmie przeprasza. Pięknie, że przeprosili, tylko co z tych przeprosin, jak na starcie już było wiadomo, że nie dotrzemy o czasie. Niewiele się pomyliłam, bo tak też się stało. Wprawdzie opóźnienia w podróży nie powinny nikogo dziwić, ale z powodu sprzątania? Notabene wcale nie było czysto tak jakby się wydawało. Trudno, jak już podążaliśmy do upragnionego celu, cieszyliśmy się, że jedziemy. Po drodze, oczywiście co chwile telefony od osoby, która czekała na mnie na dworcu, ileż ta podróż jeszcze będzie trwała? Powiedziałam, żeby nie marudzić, bo przynajmniej na dworcu w Warszawie są bufety i można umilić sobie czas oczekiwania, aż dotrę na miejsce. Po dotarciu okazało się, że godzina już była na tyle późna, że kilka moich planów wzięło w łeb, ale przynajmniej jechałam najedzona, umilając sobie podróż pogawędką z moimi Klientami. Na koniec stwierdziliśmy, że to co się przydarzyło to przecież samo życie i tyle. Może następnym razem będzie lepiej. Czego oczywiście sobie i innym serdecznie życzymy.