Ile ludzi, tyle spraw. Prowadząc Kancelarię prawie dwadzieścia lat, słyszałam wiele różnych historii. Przyszło mi też uczestniczyć w życiu moich Klientów, bo prowadząc ich sprawy, często musiałam zaglądać do ich życia prywatnego. Różne to sprawy: od niewielkich konfliktów rodzinnych po skomplikowane zawiłe sprawy np. spadkowe, czy gospodarcze. Zawsze jednak pojawiało się i nadal pojawia się pytanie: „Pani Mecenas, czy wygramy?”. Oczywiście, że chciałabym mieć wygraną każdą sprawę sądową, czy też doprowadzić do zawarcia ugody na zasadach satysfakcjonujących osoby, które reprezentuje. Różnie to jednak bywa. Były też sprawy, które nie zawsze kończyły się sukcesem. Chyba nie ma prawnika o stuprocentowej skuteczności, a na pewno o takim nie słyszałam. Choć jak na początku prowadzenia sprawy nie widzę szans na wygraną, staram się informować o tym Klientów, aby podjęli dla siebie właściwą decyzję, czy wchodzić w spór, czy nie.
Oczywiście zawsze jestem niezwykle uradowana, gdy udaje się zakończyć sprawę sukcesem. Sukces bardzo mnie motywuje i napędza do dalszej co raz lepszej pracy, a zadowolenie i radość w oczach Klientów to naprawdę bezcenne.
Należy jednak pamiętać, że nikt sukcesu w sądzie nie gwarantuje, bo to ostatecznie ten organ decyduje jak oceni zebrany w sprawie materiał oraz czy strona postępowania przekonała, że racja w sporze jest po Jej stronie. Dlatego ważne są dowody jakie się składa. Wiadomym przecież jest, że sąd nie uczestniczył w sporze, nie był świadkiem pewnych zdarzeń i okoliczności. Tak jak kiedyś napisałam, na sukces pracuje się zespołowo, czyli Klient i pełnomocnik. Zawsze proszę, aby Klienci przedstawiali wszelkie dokumenty, które mogą okazać się przydatne w sprawie, zastanowili się nad tym, czy byli świadkowie pewnych wydarzeń, których należałoby powołać w sądzie i podać właściwe tezy dowodowe i okoliczności na które powinni być przesłuchani.
Miałam kiedyś taką sytuację, że Klient podał mi długą listę świadków, którzy, jak twierdził, będą zeznawali na okoliczności podane przez nas w pozwie. Rzeczywistość okazała się jednak inna, bo świadkowie zeznając twierdzili, że nie widzieli, nie słyszeli i w ogóle nie wiedzą o co chodzi. Nie ukrywałam wówczas zdenerwowania, bo przecież miało być zupełnie inaczej, a tu „masz babo placek”. Były też sytuacje kiedy już po fakcie Klienci przypominali sobie, że mieli dokumenty, ale nie wiedzieli, iż mogą być przydatne.
Dlatego też zawsze proszę o przekazanie mi wszelkich materiałów, a jak mam dostęp do kompendium wiedzy, będę się zastanawiała, czy wszystko jest nam potrzebne, czy z czegoś można zrezygnować. Poza tym nieraz okazywało się, że to co na początku wydawać by się mogło mało istotne, potem okazywało się ważne. Dlatego czasami lepiej dać więcej niż mniej. Szczególnie jest to istotne w sprawach cywilnych, czy gospodarczych, gdzie to my mamy udowodnić, że racja jest po naszej stronie, jak ciąży na nas tzw. ciężar dowodów.
Oczywiście nieco inaczej wyglądają sprawy karne, szczególnie jak jest się obrońcą oskarżonego, bowiem wobec niego działa domniemanie niewinności. Nie mniej jednak zawsze należy zastanowić się jaką formę linii obrony wybrać, czy obronę aktywną, czy bierną, ale to już zależy od konkretnej sprawy. Jednak i w tych sprawach ważne jest aby obrońca posiadał jak największą wiedzę, żeby mu przedstawić wszelkie dokumenty, czy też podać świadków, którzy choćby zeznają na takie okoliczności, iż okaże się, że ten oskarżony wcale czynu zabronionego nie popełnił. Oczywiście, że zdarzają się i to nawet często sprawy, gdzie wiadomym jest, że dowody są przytłaczające, i że wszystko wskazuje na to, że oskarżony dopuścił się jednak czynu przestępnego, ale cóż, skoro się wybrało taki zawód, to nie ma innego wyjścia i należy realizować prawo do obrony, które oskarżonemu przysługuje. Może nie jest łatwo, np. gdy się broni osobę, znęcającą się nad dziećmi, a samemu posiada się potomstwo, ale to jest wpisane w mój zawód i należy umieć radzić sobie z takimi emocjami.
Wracając jednak do sukcesu, oczywistym jest, że gdy jako pełnomocnik wygrywam sprawę dla Klienta, towarzyszy duża satysfakcja, bo to świadczy m.in. o tym, że argumentami prawnymi, dowodami, itp. przekonaliśmy sąd, że to my mamy rację i jak to się kolokwialnie mówi „sprawiedliwości stało się zadość”. Ma się także wówczas poczucie dobrze wykonanej pracy, a jak się traktuje swój zawód z przekonaniem, pasją, tym bardziej satysfakcja jest większa. Porażce zaś towarzyszy uczucie goryczy, to też jest wpisane w zawód i też należy umieć przegrywać, ale i wyciągać wnioski na przyszłość. Choć zdarzają się też niesprawiedliwe wyroki i to jest jeden z najtrudniejszych momentów, szczególnie, gdy wyczerpało się drogę odwoławczą. Zdarzyła mi się taka sytuacja, ale Klient nie poddał się i weszliśmy na ścieżkę skorzystania z tzw. nadzwyczajnych środków zaskarżenia. Jesteśmy dopiero na początku drogi tego etapu, więc zobaczymy jakie będą losy tejże sprawy.
Sukces jest jednak miły i co do tego nie ma wątpliwości, nawet w drobnej sprawie, a radość i zadowolenie innych jest naprawdę motorem napędzającym do dalszego działania i dalszej pracy. Pomimo, że swój zawód wykonuję wiele lat, zawsze sukces odbieram tak samo, po prostu cieszę się jak dziecko i jest mi z tym dobrze i sama sobie życzę jak najwięcej sukcesów i niech tak zostanie.