Ile razy w opowieściach osób, które do mnie przychodziły słyszałam takie zdanie jak wyżej. Wbrew jednak tytułowi nie będę opisywała sfery prywatnego życia, ale zdecydowanie skupię się na odsłonie zawodowej.
W jakich więc sytuacjach ktoś wypowiadał się mniej więcej tak jak napisałam? Kiedy pracodawca z jakiś powodów postanowił rozstać się z pracownikiem. Znane mi są przypadki, a zapewne Wam też, że rano nie spodziewając się niczego wchodzi do pokoju pracodawca i oświadcza, że to koniec pracy. Działanie jak widać z zaskoczenia, bo przecież pracownik nie domyślając się, iż czarne chmury nad nim zawisły, stoi jak osłupiały i nie wie co powiedzieć. Nawet jeśli ze strony pracodawcy pada miła i uprzejma formułka: „Z żalem …….., itd”.
Co się dzieje dalej?
Niejednokrotnie pracodawca trzyma jakieś papiery w ręku, gdzie po chwili okazuje się, że jest to rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. Ten nasz pracownik, stojąc dalej z nieprzytomnym wzrokiem, nie czytając i nie zastanawiając się co „w trawie piszczy” składa swój podpis. No i następuje koniec być może pięknej i owocnej współpracy. Dopiero, gdy po jakimś czasie przechodzi oszołomienie, stwierdza, że zawarł porozumienie, ale korzystne tylko dla pracodawcy, który sprytnym zabiegiem socjotechnicznym osiągnął to co chciał. Pozbył się niechcianej osoby bez negatywnych konsekwencji dla siebie.
Co więc robić?
Przede wszystkim jeśli pracodawca chce rozwiązać umowę, to może ją wypowiedzieć za stosownym terminem i musi być to zgodne z przepisami Kodeksu pracy. Trzeba pamiętać, że Kodeks pracy to nie jest książka, którą ktoś napisał dla przyjemności. Jest to zbiór przepisów o randze ustawowej, który zawiera szereg przepisów chroniących pracowników, a pracodawca zobowiązany jest do ich przestrzegania. Jest to o tyle ważne, bowiem jak wypowiedzenie umowy o pracę jest niezgodne z prawem, można od tego odwołać się do sądu pracy.
Natomiast jeśli jednak z jakiś powodów pracownik uzna, że jednak rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron może wchodzić w rachubę, to nie należy absolutnie tego podpisywać w biegu i na kolanach, a dokładnie zapoznać się z tym dokumentem i nawet wnieść swoje propozycje zapisów. Jak sama nazwa wskazuje jest to porozumienie, czyli obie strony mają z tego wynieść korzyści, a jeśli następuje rezygnacja z czegoś, to powinno nastąpić to obustronnie. Nie ma oczywiście obowiązku zawierania takiego porozumienia. W ostateczności można się nie zgodzić i wówczas pracodawcy pozostaje droga, o której napisałam powyżej, a pracownik zachowuje prawa do odwołania się.
Swego czasu mój kolega opowiadał mi o takiej sytuacji, gdzie w ciągu dnia pracy, niczego nie spodziewając się weszli do pokoju: Pani z kadr i bezpośredni przełożony oznajmiając, że to koniec pracy. Mój kolega jak mi opowiadał tę sytuację, był tak zbulwersowany i zdenerwowany, że na początku trudno mi było zrozumieć o co chodzi. Po chwili powiedział mi, że właśnie osoby te miały już przygotowane takie porozumienie, które w żaden sposób dla niego korzystne nie było. Naciskali, żeby podpisał i posunęli się do tego, że oświadczyli mu, iż nie chcą z nim dalej pracować, bo nie pasuje do wizerunku firmy. Złamanie prawa na dzień dobry, prawda? Na szczęście mój kolega był na tyle przytomny, że nie podpisał tego dokumentu. Ostatecznie sprawa zakończyła się pewnym kompromisem, on wprawdzie odszedł z tej firmy, ale na zasadach w pełni go satysfakcjonujących. Dlatego zawsze warto czytać to co się ma podpisać i warto dokładnie rozważyć wszystkie dostępne możliwości, aby dla nas było jak najlepiej i najkorzystniej.