Pamiętacie zapewne wywiady z Magdą z Irlandii i Joanną ze Szwajcarii, dzisiaj historia Ewy z Wielkiej Brytanii, tym razem nie w formie wywiadu, a krótkim opowiadaniu o Niej, podjęciu decyzji o emigracji i życiu w Anglii.
Ewa, kobieta w wieku 50+, nie mylić z 500+, w Polsce mieszkała i pracowała na południu Polski. Od lat była zatrudniona w urzędzie państwowym na tzw. średnim stanowisku urzędniczym. Praca może niekoniecznie męcząca i wymagająca dużego zaangażowania, ale jak mi powiedziała, dająca satysfakcję zawodową. Nie dawała jednak satysfakcji finansowej. Utrzymanie domu, płacenie rachunków, codzienne zakupy sprawiały Jej sporo problemów. Było to życie „od pierwszego do pierwszego”. Jak większość z nas wspomagała się pożyczkami, kredytami. Przy niewielkiej pensji i dużej ilości wydatków nie mogła „związać końca z końcem”. Jak spłaciła jedną pożyczkę, brała następną i tak w kółko.
„Co to za życie?” – ciągle powtarzała. „Tylko praca, ciągłe zmartwienia, myślenie o tym, że non stop na coś brakuje. Tak się po prostu nie da”.
Trudno z Nią się nie zgodzić. Przecież w życiu osoby, która pracuje, powinno starczyć pieniędzy, na to, żeby gdzieś wyjechać, czasami kupić sobie ładnie ubranie, czy pójść do fryzjera.
Pewnego dnia, Ewa powiedziała „dość”. Zwolniła się z pracy, kupiła bilet na samolot do Anglii. Na dwa tygodnie przed Jej wyjazdem spotkałyśmy się.
Jak się dowiedziałam co zrobiła powiedziałam „Czy Ty zwariowałaś? Zostawiłaś pracę, jedziesz w nieznane, masz pięćdziesiąt lat, nikogo nie znasz w Anglii, a i z językiem też słabo.” Jak sobie poradzisz?”.
Ewa spojrzała na mnie wymownie i rzekła „Co mam do stracenia, dzisiaj żyję z dnia na dzień, praktycznie na nic mnie nie stać. Mam dość takiego życia, wiecznych kłopotów i braku radości”. Jak się nie uda w Anglii to wrócę”.
Byłam przerażona Jej decyzją. Przecież Ona zdecydowała całkowicie zmienić swoje życie, bez wsparcia, bez pomocy. Cały czas nurtowało mnie pytanie, „Czy znajdzie pracę, gdzie będzie mieszkała? Przecież tam będzie zupełnie sama”. Próbowałam Jej wybić ten pomysł z głowy, ale widziałam, że nie dam rady. Była tak zdeterminowana, że Jej już nic nie powstrzyma.
Wyjechała. Znalazła się w małym angielskim miasteczku. Wynajęła pokój w mieszkaniu, w którym przebywało kilku Polaków. Warunki okropne, dużo wilgoci, wieczny hałas współlokatorów, ciągle zajęta łazienka, a i z dostępem do kuchni był problem. Pracę znalazła w ciągu kilku dni. Była to praca na roli, po kilkanaście godzin dziennie.
Po kilku tygodniach zadzwoniłam do Niej z pytaniem „Ewa, jak sobie radzisz?”.
Z płaczem w głosie usłyszałam „Jest okropnie, nie daję rady w pracy, jest dla mnie za ciężko. Boli mnie kręgosłup, ręce odmawiają posłuszeństwa”. Wracaj, proszę” – powiedziałam, ale w słuchawce słyszałam tylko szloch.
Za kilka dni odezwała się do mnie już z nadzieją w głosie, że za chwilę będzie lepiej. „Wiesz, Moniko, znalazłam pracę w fabryce. Wprawdzie będę pracowała przy pakowaniu kurczaków w chłodni, ale to lepsze niż praca w polu i lepiej płatna”.
W pracy się poprawiło, ale w mieszkaniu było krucho. Łóżko na którym spała było tak zapchlone, że dostała uczulenia. Jak się potem okazało, leczyła się z tego przez dłuższy czas.
W fabryce Ewa przepracowała kilka miesięcy. Praca w chłodni okazała się jednak bardzo ciężka. Doskwierała niska temperatura w pomieszczeniu i praca na stojąco.
Ewa jednak postanowiła nie poddawać się. W kolejnej rozmowie powiedziała, że jest tak zdeterminowana, że uda się Jej, znajdzie wreszcie lepszą pracę, zmieni mieszkanie i na pewno będzie dobrze.
Byłam przez cały czas pełna podziwu, ile człowiek może mieć siły w sobie, żeby pokonać tyle przeszkód, upokorzeń, cierpienia, zmęczenia. Ewa była wzorem dla mnie, jak można walczyć o siebie, o poprawę swojej egzystencji na obczyźnie, bez pomocy innych.
Pomimo, że pracę miała, poszukiwała cały czas nowej, lepszej i lżejszej. Okazało się, że to nie takie proste, bo brak znajomości języka był sporą przeszkodą.
Pewnego dnia, w okolicy, gdzie mieszkała otworzył się polski sklep. Weszła i zapytała, czy poszukują pracowników? Okazało się, że tak. Potrzebne były kasjerki, ekspedientki, itp. Po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej została zatrudniona.
Zadzwoniła do mnie z wielką radością w głosie. „Monika, mam nową pracę. Będę kasjerką w sklepie.” Choć Jej nie widziałam, miałam wrażenie, że ze szczęścia aż podskakuje.
Po miesiącu ponownie skontaktowałyśmy się. Ewa była niezwykle zadowolona, chwaliła warunki pracy, atmosferę i zarobki. Po jakimś czasie wyprowadziła się z tego okropnego mieszkania, bo zarobki dały możliwości wynajęcie niewielkiego domu.
Zaprosiła mnie do siebie. Niewiele się zastanawiałam i pojechałam. Wchodząc do domu, aż nogi się pode mną ugięły, jak w ciągu krótkiego czasu, dała sobie radę i zaszła tak daleko. Dom nowy, czysty, ładnie umeblowany. Ewa urządziła go tak typowo po kobiecemu. Dużo zieleni, obrazki na ścianach, na półkach pięknie ułożone serwetki, a na nich różnego rodzaju ozdoby. W kuchni unosił się zapach pieczonego ciasta, a Ewa stała promienna i uśmiechnięta. W ogródku posadziła kilka roślin, mówiąc „tylko czy dam sobie z nimi radę, bo nigdy nie miałam ogrodu i nie znam się na takich roślinach”. Pomyślałam sobie, kto jak kto, ale Ewa na pewno poradzi sobie z tą „zieleniną”. Rozmów i opowiadań nie było końca. Miałyśmy kilka nieprzespanych nocy, ale jak tu spać, jak tyle się wydarzyło. Słuchałam Jej historii oniemiała.
Co chwilę powtarzała, „Najważniejsze żeby wierzyć, że się uda. Nie załamywać się, działać i iść do przodu”.
Coś w tym jest – przecież w ciągu kilku miesięcy osiągnęła tyle, ile nie udało się osiągnąć przez prawie trzydzieści lat pracy w Polsce.
Praca układała się dobrze, uzyskała stabilizację finansową, poznała też kilka fajnych osób. Można więc powiedzieć, że osiągnęła sukces, zawdzięczając to wszystko tylko sobie.
Przy kolejnym spotkaniu odpowiadała mi o życiu w Anglii. Mówiła, że jest łatwiej niż w Polsce, choćby z tego powodu, że wynagrodzenie otrzymuje tygodniowo, więc jest częsty i stały przypływ gotówki. Wiele spraw załatwia szybko i bez problemu. A co przeszkadza? Najczęściej pogoda, ale to chyba nikogo nie dziwi, no i służba zdrowia. Na wiele chorób, które się Jej przydarzyły dostawała „paracetamol”. Nawet były takie sytuacje, że lekarstwa sprowadzała z Polski. Jednak jest chyba na tyle dobrze, że oświadczyła mi, że do Polski już nie wróci. W przypadku, gdyby w związku z obecną sytuacją wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii musiałaby opuścić ten kraj, najwyżej przeniesie się gdzie indziej, może do Irlandii.
Pogratulowałam Ewie sukcesu , odwagi, determinacji i pomyślałam, że teraz już mogę być o Nią spokojna.
Ale nic bardziej mylnego. Miesiąc temu, zadzwoniła, stwierdziwszy „przeprowadzam się do dużego miasta, bo będą tam większe możliwości pracy, lepsze zarobki. Ewa, co Ty znów wymyśliłaś, czy jedziesz w ciemno?”. Ewa, na to: „A jak myślisz? Skoro wcześniej się udało, to i tym razem będzie dobrze. Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Już więcej nie osiągnę w tym małym miasteczku.”
Nie wierzyłam w to co mówi. Zapytałam „ a stabilizacja, którą osiągnęłaś, a dom, a znajomi, czy to wszystko zostawiasz?”. Ewa bez zastanowienia rzekła: „chce się rozwijać, chcę więcej i jestem pewna, że to osiągnę, sama zobaczysz. Muszę się przeprowadzić”.
Odczekałam jakiś czas i zadzwoniłam do Niej. Okazało się, że pracę znalazła i to dość szybko, mieszkanie też. Jest szczęśliwa i zadowolona. Poznaje nowe miejsce, a że jest to duże miasto, jest co oglądać, zwiedzać, przyzwyczajać się i poznawać Anglię z innej, nowej perspektywy. Czyli znowu się udało.
Zdecydowałam się opowiedzieć Wam tę historię – o kobiecie za granicą, inaczej niż robiłam to dotychczas. Wcześniej to były wywiady, raczej skupiające się na ogólnych sprawach związanych z życiem w danym kraju. Tym razem postanowiłam opisać życie na emigracji od strony osobistej mojej bohaterki. Zrobiłam to dlatego, żeby pokazać, że można, jak się tylko chce i jak będziemy z determinacją dążyć do celu to ten cel osiągniemy.
Pomimo, że ktoś może powiedzieć, że na blogu prawnym, jakieś łzawe historie, ale tak jak kiedyś napisałam, w życiu naszym na co dzień spotykamy się z prawem, w sklepie, urzędzie, w banku, itd., nie mniej jednak samym prawem nie żyjemy, ja też. Warto więc opowiadać o innych sferach życia, osobistych też. Zrobiłam to po to, aby przekonać moich Czytelników, że wszystko jest do osiągnięcia, ale jak nie skupiamy się na problemie, a na tym jak go rozwiązać. To zresztą powtarzam wciąż moim Klientom. Koncentrujmy się na rozwiązaniu, bo to jest najważniejsze, żeby osiągnąć zamierzony cel i co za tym idzie – sukces. Każdy problem przecież da się rozwiązać, a jak nie ma rozwiązania, to i nie ma problemu.
Zatem wszystkim życzę sukcesów, a moją bohaterkę podziwiam całą sobą i przyznam szczerze, że wciąż mnie zaskakuje. Ciekawe co wymyśli za jakiś czas? Ewa pozdrawiam Cię serdecznie.
Bardzo fajnie sie czyta, nie tylko ten wpis ale i inne.
Bardzo podoba mi sie ogolne przeslanie, trzeba byc pozytywnie nastawionym do zycia i dazyc do swojego celu.
Podpisuje sie pod tym. :)
P.S. – Wybacz ze bez Polskiej czcionki ale pisze z zagranicy :)
Pozdrawiam goraco
Regularny czytacz bloga :)
Pozytywne nastawienie do życia, to jest najważniejsze, ja się tego trzymam i polecam innym. Natomiast moja bohaterka zasługuję na uwagę, bo to czego dokonała było niebywałe i niewiarygodne. Ona jest przykładem, że można osiągnąć to czego chcemy i pragniemy.
Marian pozdrawiam Cię gorąco :-)
„Kto stoi w miejscu ten się cofa” :-) Prawda, którą ja od lat praktykuję. Tak krótko…miałam 40 lat, kiedy moja praca zaczęła mnie drażnić i szłam do niej ze spuszczoną głową. Wypaliłam się zawodowo. Pracowałam tam 20 lat i pewnego dnia rzuciłam pracę tak z dnia na dzień. Był 2010 rok, duże bezrobocie a ja miałam ogromną wiarę w to, że z łatwością znajdę nowe zajęcie i to takie, które będzie sprawiało mi radość i będę czuła satysfakcję. Zwolniłam się przed świętami Bożego Narodzenia, wszyscy przeciw mnie, że zwariowałam itp. 18 grudnia wyszłam z jednej pracy a już 4 stycznia przyszłam do nowej :-) Mija 7 rok a ja czerpię wiele radości z tej pracy i jestem szczęśliwa :-) To tylko jeden z wielu przykładów z mojego życia. Nie namawiam do ryzyka, ale życie jest po to by być spełnionym, szczęśliwym :-)
Jolu, pięknie dziękuję za komentarz. Tak tchnęło optymizmem, że z przyjemnością przeczytałam to co napisałaś. Przyznam, że dzielna z Ciebie Kobieta. Ważne jest przekonanie, że wiara czyni cuda, a życie jest po prostu piękne. Mam nadzieję, że Czytelnicy potwierdzają to zdanie. Jak miałabyś ochotę opowiedzieć mi swoją historię, to kontakt do mnie jest na blogu. Może coś razem napiszemy :-)
Oj…moja historia jest bardzo długa i najczęściej dramatyczna, opowieść o kobiecie, która stale dostawała ciosy od życia:-( chociaż jak teraz ci to piszę to myślę sobie, że jednak zawsze się podnosilam, poprawiałam koronę i maszerowałam dalej :-)
O to właśnie chodzi. Tak jak napisałam poprzednio, masz do mnie kontakt. Jeśli będziesz miała ochotę odezwij się.
Gratulacje dla bohaterki za odwage i przede wszystkim optymizm, ktory nie pozwolil jej sie zalamac na samym poczatku. Emigracja nie jest latwa, wiem z wlasnego doswiadczenia….Pozdrawiam !
Zdecydowanie emigracja jest trudna. Od początku byłam świadkiem, choć na odległość, tego co przeżywała moja bohaterka. Ważne, że idzie do przodu.
Pozdrawiam gorąco.