Kobieta za granicą, część II.
Tak jak obiecałam, co jakiś czas na swoim blogu prezentuję wywiady z kobietami, które zdecydowały się z powodów osobistych lub zawodowych na życie poza Polską. Wywiady te mają na celu pokazanie jak żyje się i pracuje za granicą i jakie są blaski i cienie emigracji. W poprzednim wywiadzie mogliście, Moi Drodzy Czytelnicy, przeczytać o Irlandii, kraju popularnym wśród Polaków. Tym razem spojrzenie na Szwajcarię, którą czasami postrzegamy jako miejsce nieco wyizolowane od Europy, państwo słynące z banków, referendów, pięknych gór, serów, czekolady i ludzi zdecydowanie zamożnych.
Czy tak jest naprawdę?
Przybliży nam to Joanna Lampka, autorka bloga Szwajcarskie Blabliblu, pisarka, tłumaczka języka angielskiego i nauczycielka języka polskiego dla obcokrajowców. Kobieta niezwykle kreatywna, dowcipna i pozytywnie nastawiona do życia. Przekonać się o tym można, czytając choćby Jej bloga, gdzie w sposób przystępny, z dużą dozą humoru, dystansu do siebie i Szwajcarii opisuje ten kraj.
A oto wywiad:
[Monika] Joanna, zdecydowałaś się na życie w Szwajcarii, dlaczego akurat ten kraj i od ilu lat tam mieszkasz?
[Joanna] To nie był świadomy wybór. Mniej więcej pięć lat temu, gdy jeszcze mieszkałam w Polsce, poznałam Szwajcara z okolic Lozanny. Szwajcar był (i zresztą nadal jest) zakochany w Krakowie i zamierzał się tam przeprowadzić. Chciał jak chciał, a wyszło jak zwykle… Po roku nieustannych podróży to ja się w końcu przeprowadziłam do Szwajcarii. Czyli w kraju sera i czekolady mieszkam już od czterech lat.
Natomiast gdybym miała wybierać kraj swojej emigracji, byłby to najprawdopodobniej jeden z krajów skandynawskich. Trudno powiedzieć dlaczego – chyba po prostu ta ciemność, surowa natura i ponura osobowość Skandynawów bardzo podchodzą mi do gustu.
[Monika] W jakiej części Szwajcarii mieszkasz i jakim językiem posługujesz się na co dzień?
[Joanna] Mieszkam w części francuskojęzycznej w niewielkiej wsi pomiędzy Lozanną a Genewą. Na co dzień mówię po francusku i angielsku. Po tych czterech latach nauki bez problemów potrafię się porozumiewać w języku Sartre’a i Prousta, aczkolwiek już dawno pogodziłam się z tym, że nigdy nie nauczę się mówić z tym wytwornym akcentem.
[Monika] Czy trudno było zaaklimatyzować się w tym kraju?
[Joanna] I tak, i nie. Na pewno było mi łatwiej ze względu na chłopaka Szwajcara. Ale paradoksalnie również było mi trudniej ze względu na chłopaka Szwajcara… Rodowity Helwet otwiera wiele drzwi i potrafi wiele pomóc. Z drugiej strony jednak łatwo w ten sposób pójść na łatwiznę i zwalać wszystko na Niego. Gdy nie musi się wychodzić do ludzi, rozmawiać z panią w urzędzie, na poczcie i w banku, to trudniej się poczuć „jak u siebie”.
[Monika] Czy Szwajcaria jest przyjaznym krajem dla cudzoziemców?
[Joanna] Kolejne pytanie na które muszę odpowiedzieć „i tak, i nie”. Jest przyjazna, ponieważ jest bardzo wielokulturowa, także obcokrajowcy nie będą na pewno sami w swoim miejscu zamieszkania. Z drugiej strony Szwajcarzy są dość zamknięci i relatywnie trudno się nimi zaprzyjaźnić.
[Monika] Co Ciebie w Szwajcarii fascynuje, a co irytuje?
[Joanna] Szwajcaria jest fascynująca pod wieloma względami. Moim „ulubionym” fenomenem jest oczywiście unikalny na skalę światową system demokracji bezpośredniej. Czuję się zaszczycona tym, że mogę na co dzień być świadkiem tego, jak zwykli ludzie podejmują niezwykłe decyzje. Myślicie, że nie można oddać władzy ludziom, bo rozdadzą sobie pieniądze „pod kurek” i zrobią 2-miesięczny urlop? Nic z tego! Wychowanie społeczeństwa, a później zaufanie mu popłaca!
Natomiast irytuje mnie to, że Szwajcarzy są mało spontaniczni. Trudno umówić się z nimi ot tak o na niezobowiązującą kawę / piwo po pracy. Spotkania organizowane są przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. Czuję się czasem jak Królowa Angielska na herbatce z rumem…
[Monika] Czym zajmujesz się na co dzień?
[Joanna] Piszę. Piszę bloga, piszę do gazet, piszę książkę, piszę tłumaczenia, piszę instrukcje obsługi. Pełen zakres pisania – od literackiego do technicznego i to w dwóch językach. Uczę też obcokrajowców języka polskiego, dorywczo zajmuję się supportem jednego programu komputerowego, zajmuję się dzieciakami w świetlicy (to akurat już przeszłość) i tak w ogóle to mam wrażenie, że jest niewiele rzeczy, których w życiu nie próbowałam…
[Monika] Jak wygląda rynek pracy w Szwajcarii i czy trudno przebić się tam będąc cudzoziemcem?
[Joanna] Powiem szczerze – jest ciężko, jeśli się nie ma poszukiwanych przez pracodawców kwalifikacji. Najgorzej mają ci z wykształceniem ogólnym i niesprecyzowanymi kwalifikacjami bez znajomości języka. Najlepiej – IT, manualni, korpozwierzątka ze znajomością angielskiego plus języka kanonu, do którego przybywają. Nie jest łatwo się przebić na samym początku. Jest olbrzymia konkurencja i bardzo często trzeba obniżyć swoje wymagania.
[Monika] Jaka forma poszukiwania pracy jest tam najskuteczniejsza?
[Joanna] Zależy od tego, czego szukamy. Najlepiej jest kogoś znać, kto może nas polecić. Nie każdy jednak może sobie na coś takiego pozwolić. Należy więc szukać na portalach szwajcarskich, wysyłać tysiące CV – spersonalizowanych do konkretnego pracodawcy i nie poddawać się! Aha, na początku, gdy jeszcze nie macie pozwolenia, nie radzę marudzić. Bierzcie, co jest, a zastanawiać się nad zmianą pracy na lepszą będziecie później!
[Monika] Jak wygląda codzienne życie w Szwajcarii z perspektywy cudzoziemca?
[Joanna] Jest o wiele spokojniej niż w Polsce. Gdy już przejdzie się pierwszą fazę szukania pracy, mieszkania i wygodnego instalowania się w nowej pracy i mieszkaniu, człowiek dochodzi do wniosku, że właściwie nie ma stresów. Odpada olbrzymie źródło nerwów – transport z i do pracy. Tu na drogach jest pokojowo, w środkach transportu publicznego punktualnie, czysto i szybko – ta sfera jest naprawdę świetnie zorganizowana. W zasadzie wszystko jest świetnie zorganizowane, co sprawia, że ludzie spędzają więcej czasu na rzeczach dla nich ważnych.
[Monika] Czy załatwianie spraw w urzędach, bankach, wynajęcie mieszkania są trudne czy można liczyć na jakąś pomoc?
[Joanna] Jeśli się nie zna języka, to oczywiście – wszystko jest trudne, bo w urzędach publicznych bardzo rzadko ludzie posługują się językiem angielskim (a może po prostu nie chcą go używać ze względów formalnych). Za to podejście do klientów jest całkowicie różne niż znane nam „Czego, pszesz kawe pije…?!”
[Monika] Jak podsumowałabyś blaski i cienie życia na emigracji?
[Joanna] Emigracja daje wyjątkowe spojrzenie z dystansu na polską rzeczywistość, na samego siebie w sytuacjach ekstremalnych, na swoich przyjaciół – czy naprawdę są warci przyjaźni, na rodzinę – że najważniejszą rzeczą w życiu są bliscy… Ta świadomość ma wysoki koszt – tęsknotę. Tęskni się za wszystkim – ludźmi, jedzeniem, znanymi nam wszystkim odniesieniami do kultury, miejscami, nawet rzeczami, które na co dzień wkurzają, na przykład polskimi reklamami i narzekaniem w kolejce do lekarza…
[Monika] Przed czym przestrzegałabyś osoby, które dopiero co przyjechały do Szwajcarii?
[Joanna] Przestrzegam przed zamykaniem się w „polskim getcie”. Nie twierdzę wcale, że Polacy na emigracji są źli, nie pomagają i robią wszystko, żeby podstawić innym nogę – a taki stereotyp panuje. Nigdy się nie spotkałam z nikim, kto by mi nie był życzliwy! Ale jeśli liczymy tylko i wyłącznie na naszych rodaków, obcinamy sobie drastycznie możliwości. Otwórzmy się na innych! Poznawajmy inne kultury i dajmy się poznać innym!
[Monika] Czy Twoim zdaniem jest to kraj w którym warto osiąść na stałe?
[Joanna] Pewnie tak, ale żeby być tego pewna musiałabym mieć jakieś porównanie z innymi państwami oprócz Polski.
Joanna, bardzo dziękuję za rozmowę. Pięknie i przystępnie opowiedziałaś o Szwajcarii. Sami Czytelnicy już zdecydują, czy warto zamieszkać tam (oczywiście jak powstaną takie możliwości), czy tylko odwiedzać to miejsce turystycznie, upajać się pięknymi widokami i mówić jak Kramer w filmie „Vabank II czyli riposta” Juliusza Machulskiego:
„Szwajcaria, Alpy! Ach! Tu się oddycha! W końcu czuję, że jestem wolny!
Niebo gwiaździste nade mną, a wszystkie banki przede mną.”.