Bracia mniejsi
Mam znajomą, która niezwykle kocha zwierzęta. Nie jest to tylko miłość teoretyczna, ale przekłada się na prawdziwe życie. W domu posiada kilka zwierząt domowych. Ważne w tym wszystkim jest jednak to, że jest częstą bywalczynią schroniska dla zwierząt w Warszawie na Paluchu. Dostarcza w formie darów jedzenie dla zwierząt, koce, poduszki, itp. Najważniejsze jednak jest to, że namawia swoich znajomych do adopcji zwierząt. Posiada taki dar przekonywania, że namówiła już niejedną osobę.
Jakiś czas temu rozmawiałyśmy, co robić, żeby zachęcać ludzi do adopcji zwierząt ze schronisk?
Pomyślałyśmy, że napiszę na blogu o schronisku na Paluchu. Ale żeby napisać coś co ma sens nie wystarczy wejść na stronę internetową, pooglądać zdjęcia i napisać jakie zwierzaki są biedne.
Postanowiłam naocznie przekonać się jak to wygląda i pojechałyśmy razem.
Dla Niej to kolejna wizyta, a dla mnie pierwsza. Weszłam na teren schroniska pełna optymizmu i radości. Zobaczyłam schludne budynki, czyste klatki dla psiaków, wolontariuszy wyprowadzających na spacer psy, a te pieski merdające ogonami i cieszące się.
Jak zagłębiłyśmy się dalej i psy nas zobaczyły, to skakały, szczekały, machały ogonami. Ona miała karmę dla psów i „częstowała” każdego po kolei. Patrząc na to z boku byłam bardzo zadowolona. Pieski chętnie jadły, radosne, takie przyjaźnie nastawione.
W pewnym momencie podchodzę do kolejnego boksu, mając w ręku karmę, Jestem blisko, patrzę, a piesek leży i patrzy na mnie. Wyciągnęłam rękę, a tu nic żadnej reakcji. Patrzył na mnie okropnie smutnymi oczami, nie było machania ogonem, szczekania, podskakiwania. Pomyślałam, że poczekam jednak, może będzie jakaś reakcja z jego strony. Tak też się stało, wstał i podszedł do mnie, ale bardzo wolno, z ostrożnością, podając mi łapę. Delikatnie wsunął pyszczek pomiędzy szczeble i wziął tę karmę, którą trzymałam w ręku. Patrzył na mnie cały czas.
Muszę przyznać, że nogi się pode mną ugięły, ale pomyślałam „twarda baba jesteś, dasz radę”.
Przy następnym stanowisku może było mniej dramatycznie, ale piesek uciekł do budy. Chyba się bał. Idąc dalej różne były reakcje zwierzaków: skakanie, szczekanie, ale też i wycofanie.
Zrobiłam kilka zdjęć, ale pomyślałam, że dłużej nie dam rady. Wyszłam.
Cóż, najgorszy jest ten pierwszy raz, a potem będzie już tylko lepiej.
Może dziwicie się dlaczego na blogu prawnym nagle postanowiłam zająć się zwierzętami. Otóż, w życiu nie ma przypadków. Na mojej drodze pojawiła się kobieta, miłośniczka zwierząt, to może coś w tym jest, żeby zainteresować się światem braci mniejszych.
Przecież piszę bloga nie dla siebie, tylko po to, żeby ktoś skorzystał z moich wpisów, żeby posty przynajmniej pokazały kierunek w jakim należy pójść przy różnych problemach prawnych.
Ale poza prawem jest też inne życie. Jak tym wpisem zainteresuje moje czytelniczki zwierzętami w schroniskach i któraś z Was pojedzie, pomoże w jakikolwiek sposób, to będzie sukces. Ja przynajmniej tą drogą postanowiłam pomóc. Przecież mój blog właśnie temu ma służyć.
I to nie koniec, niebawem ukaże się wywiad z pracownikiem tego schroniska, który opowie Wam o szczegółach funkcjonowania tej placówki i opieki nad zwierzętami.
Pomagajmy braciom mniejszym, bo naprawdę warto.
Dziękuję za ten wpis. Jak widać każda forma pomocy jest mile widziana, czy to w bogatych Stanach, w Polsce, czy też innych Krajach. Zawsze jest tak, że są ludzie czy zwierzęta potrzebujące pomocy. Pomagajmy więc, bo warto.