Swój urlop odbyłam na przełomie czerwca i lipca, a po nim szybko wpadłam w wir obowiązków zawodowych i związanych z życiem codziennym. Wobec tego natychmiast zapomniałam o odpoczynku i przyjemnościach, które wcześniej zbierałam garściami. Mimo to, planowałam jeszcze jeden dłuższy wyjazd w okolicach sierpnia. Życie jednak zweryfikowało moje plany na podróże w dalekie i nieznane mi kraje i napisało mi inny scenariusz. Wpadały bowiem do Kancelarii sprawy jedna za drugą, a każda z nich o naprawdę dużym ciężarze gatunkowym. Z jednej strony można powiedzieć: „to dobrze, ciesz się kobieto, że masz tyle pracy, w końcu z tego żyjesz”, ale z drugiej strony gdzieś powstała myśl: „szkoda, bo fajnie być tam, gdzie się jeszcze nie było.” Pomyślałam jednak, że nie ma co marudzić, bo „co się odwlecze to nie uciecze”. Choć jeszcze kilka lat temu, jak coś nie mi wychodziło, to okropnie utyskiwałam na wszystko i wszystkich. Dzisiaj jest zupełnie inaczej, bo podchodzę do wszystkiego z optymizmem i według zasady, że widocznie tak miało być. Tego nauczyłam się od mojej Przyjaciółki, która ustawicznie wkładała mi tę zasadę do głowy, że aż zadziałało. Nie marudząc i nie zanudzając innych, wzięłam się za prace, które zostały mi powierzone.
Aż tu nagle odzywa się Klientka: „Pani Mecenas, mam sprawę na Policji w Krakowie. Jestem pokrzywdzoną i sama nie dam rady, proszę niech mi Pani pomoże i przyjedzie.” W pierwszym odruchu moja reakcja była prosta: „O masz Ci los, tylko jak ja pogodzę te wszystkie sprawy”. Zaczęłyśmy więc ustalać z kalendarzem w ręku, kiedy taki wyjazd byłby możliwy. Udało się znaleźć termin i „zgrać” go ze „spotkaniem” na Policji.
Klientka nie odpuszczała dalej i powiedziała, żebym jednak tak się zorganizowała, abym pobyła w Krakowie kilka dni. Propozycja była kusząca, więc czym prędzej wzięłam się do pracy, aby móc przedłużyć swój pobyt i żeby nie było tak jak wcześniej: dworzec PKP – załatwienie sprawy – dworzec PKP i tyle z widoków Krakowa.
Wyszło więc na to, że wszystko da się zrobić, tylko trzeba chcieć i odpowiednio się zorganizować. Pojechałam, pomogłam Klientce, a potem odpoczywałam i oddychałam cudowną atmosferą. Gdy przechadzałyśmy się po mieście z Klientką, dużo rozmawiałyśmy jednocześnie wyobrażając sobie, jak żyło się w Krakowie za czasów Pani Dulskiej. Pewnie spokojnie i wolno, tylko w dziwnej i absurdalnej moralności. Choć i dzisiaj moralność też różnie wygląda i nie ma jednego oblicza. Odpuściłyśmy jednak łamanie sobie tym głów, bo słońce otulało nas z każdej strony, a lekki wiatr, nie tylko smagał delikatnie po twarzach, ale rozwiewał wszystkie troski, nastrajając optymistycznie i pozytywnie. Powiedziałam wtedy sama do siebie: „jak jak kocham tę swoją robotę, bo przy okazji spraw można też spędzić czas przyjemnie, pożytecznie i bez mała na koniec lata”. Na te dalekie podróże zapewne przyjdzie czas, a teraz do pracy, bo sprawy czekają. Zapewne jesień przyniesie też prawne nowości nad którymi warto będzie się pochylić i napisać na blogu, co w prawie piszczy. Wobec tego tym samym kończę cykl wpisów o letnim i podróżniczym zabarwieniu. Prawo czeka, a czy nowości będą pozytywne, czy negatywne, to sami ocenicie.
Do Karkowa na pewno wrócę, nie tyko po to, aby spotkać się z tamtejszą Policją, ale także i dlatego, żeby właśnie tam łapać jak najwięcej dystansu do życia i do samej siebie. Czy się uda? Pewnie za jakiś czas sama się o tym przekonam.