Wczoraj, przy herbacie, ni stąd ni z owąd któraś z nas rozpoczęła temat gubienia rzeczy. Wspólnie ustaliłyśmy, że jak większość kobiet, wszystkie osiągnęłyśmy mistrzostwo w tej dziedzinie. Niestety nie idzie to w parze z ich odnajdowaniem. Nasze torby to przepastna nicość, nieskończony kosmos, który trzy razy dziennie przyprawia o palpitacje serca. A to szukanie telefonu, portfela lub kluczy..Nawet, jeżeli orientacyjnie wiemy, gdzie mogłyśmy je zostawić, a nie ma ich w torebce i kiedy szukamy w miejscach, które wydają się prawdopodobne, często okazuje się, że po naszych rzeczach nie ma śladu.
Czy w takich sytuacjach prawo może nam przyjść z pomocą? Od teraz tak, choć wiadomo, że nikt za nas szukać nie będzie. .
ZATEM CO ROBIĆ I GDZIE SZUKAĆ?
Według ustawy organem odpowiedzialnym za przyjmowanie odnalezionych rzeczy, ich przechowywanie i poszukiwanie osób uprawnionych do odbioru będzie starosta. Nowością jest określenie wartości minimalnej rzeczy przechowywanych w powiatach – na poziomie 100 zł. Jeśli ta wartość będzie niższa, starosta będzie mógł odmówić przyjęcia na przechowanie rzeczy znalezionej. Znalazca, niezwłocznie po odkryciu naszej zguby, zobowiązany jest poinformować starostę. Ogłoszeń o tym, że rzecz została odnaleziona, należy szukać w Biuletynie Informacji Publicznej Starostwa, jeżeli wartość rzeczy przekracza 5 tys. zł – również w lokalnych czy ogólnopolskich gazetach.
UWAGA!
Jeżeli zgubiłyśmy coś w budynkach publicznych lub środkach komunikacji publicznej – najpierw kierujemy się do zarządcy lub przewoźnika. Ma to ułatwiać sytuację tego, który rzecz zagubił, bo czy jeśli zgubimy telefon w autobusie relacji Kołobrzeg-Zakopane, powinnyśmy sprawdzać strony wszystkich starostw po drodze, nie wiedząc, na którym przystanku mógł wysiąść znalazca?
ODBIÓR, ODBIÓR!
Żeby odebrać zagubione przedmioty należy przedstawić dowód zakupu lub inny dokument poświadczający własność. W przypadku rzeczy, co do których niemożliwe jest jednoznaczne potwierdzenie posiadacza, np. obrączki, konieczne jest dokładne opisanie zguby, wskazanie miejsca zagubienia przedmiotu i określenie jego cech szczególnych.
SPÓŹNIONY DWA RAZY TRACI
W przypadku, gdy zguba nie zostanie w przewidzianych terminach odebrana przez osobę uprawnioną i nie jest zabytkiem, rzecz stanie się własnością znalazcy. W ustawie określono terminy, zgodnie ze zmienianym także zapisem Kodeksu cywilnego, na rok – w przypadku nieodebrania rzeczy mimo doręczenia właścicielowi wezwania do odbioru – lub na dwa lata od znalezienia – w przypadku braku możliwości ustalenia właściciela i wysłania mu wezwania.
A JEŻELI TO JA ZNAJDĘ?
W takich sytuacjach służy zasada prezentowana wcześniej w Kodeksie Cywilnym – znalazca może domagać się dziesięciu procent wartości znalezionej rzeczy tytułem tzw. znaleźnego. W normalnych przypadkach, kiedy kwota ta wynosi kilkadziesiąt złotych, brak wiedzy o takiej możliwości nie boli. Jeżeli jednak, tak jak dwóch pracowników gazowni z Rzeszowa, przypadkiem natkniemy się na leżące w krzakach 200 tys. złotych, nasza prawna edukacja może się opłacić – w końcu za 20 tys. można już ułożyć sobie w życiu parę spraw J.
O wow, dzięki za ten wpis. Nie dalej jak dwa dni temu zastanawiałam się jak to będzie w Polsce z tą zasadą, która panuje w Stanach, że nie zabiera się znalezionych rzeczy. Często na placach zabaw znajdujemy różne np. ładne okulary, które moja mała chciałaby zawsze sobie przywłaszczyć. Zwykle zostawiamy to na widoku dla zapominalskiego. Zasada zwykle działa w dwie strony. Nawet na Hawajach, gdzie podobno zdarzają się kradzieże ubrań z plaży (nigdy jednak nie miałam takiego doświadczenia) nasze zgubione, jedyne sandałki były ładnie ustawione na kamieniu.
Ciekawe tylko, czy to o czym piszecie praktykowane jest w rzeczywistości przez Polaków. Odkąd pamiętam zawsze panowała zasada „znalezione, niekradzione”, „dmuchnij na szczęście” itp.